Dramat Fortuny. "Serce mi pękło. Był dla mnie jak brat"

Getty Images / Dölf Preisig/RDB/ullstein bild / Na zdjęciu: Yukio Kasaya
Getty Images / Dölf Preisig/RDB/ullstein bild / Na zdjęciu: Yukio Kasaya

Odszedł Yukiyo Kasaya, indywidualny mistrz olimpijski z 1972 roku. - Płacze cała Japonia. To był świetny człowiek. Żył jak tygrys i podejrzewam, że dlatego odszedł. Ale na własnych zasadach - mówi legendarny polski skoczek Wojciech Fortuna.

W tym artykule dowiesz się o:

Yukio Kasaya to ikona skoków narciarskich. Rywalizował w latach 60. i 70. ubiegłego wieku. Jego największym sukcesem było zdobycie złotego medalu igrzysk olimpijskich w Sapporo w 1972 roku (na normalnej skoczni). Zdobył także srebrny medal na mistrzostwach świata w Wysokich Tatrach (1970 rok).

- Ogromna strata. Był idolem Japończyków. Cały kraj go kochał. Porównuję go do naszego "Dziadka", czyli Stanisława Marusarza, mówimy bowiem o pierwszym przedstawicielu Kraju Kwitnącej Wiśni, który zdobył złoty medal olimpijski dla swojej ojczyzny. Analogicznie "Dziadek" wywalczył srebro mistrzostw świata FIS w 1936 roku, wskazując nam drogę po krążki najważniejszych imprez w sportach zimowych. Po sukcesie Kasayi Japonia odżyła sportowo. Ten kraj oszalał na punkcie skoków właśnie dzięki niemu. Podziwiałem jego próby, chciałem latać tak pięknie jak on - wspomina rywala Wojciech Fortuna w rozmowie z WP SportoweFakty.

Przegrał i poczęstował go wódką

Japońska ikona zmarła 23 kwietnia. W sierpniu Kasaya skończyłby 81 lat. - W moje imieniny... Dowiedziałem się dopiero trzy dni później. Poczułem się, jakby ktoś mnie pchnął nożem. To cios prosto w serce. Nie mam słów. Odczuwam smutek i duży żal. Kocham Japonię i Japończyków. W mojej hierarchii są zaraz za Polakami. Kibicuje im. Jestem tam ciepło wspominany. Byłem oklaskiwany po zdobyciu złotego medalu igrzysk olimpijskich w Sapporo na dużej skoczni. Jak nie idzie Biało-Czerwonym, to oglądam się za Japończykami i patrzę, czy mają szanse na wysokie lokaty - zauważa legendarny skoczek.

ZOBACZ WIDEO: Adam Małysz usłyszał przykre słowa od dawnych kolegów. "Strasznie mnie to zabolało"

- Zawsze darzyliśmy się wielkim szacunkiem. Pierwszy raz poznałem go na Turnieju Czterech Skoczni, kilka miesięcy przed wyjazdem na igrzyska olimpijskie. Ani się obejrzałem, a już znalazłem się w jego pokoju. W tamtych czasach wymieniało się, tudzież handlowało, różnymi rzeczami. Yuko wyjął sake (przyp. red. japońska wódka) - kontynuuje.

Zamiast wygrać TCS, po prostu wrócił do kraju

Kasaya słynął z wielkiej determinacji. W 1972 roku wygrał trzy pierwsze konkursy Turnieju Czterech Skoczni. Triumf w imprezie był na wyciągnięcie ręki. W ostatnich zawodach jednak... się nie pojawił. - Zszokował wszystkich. Powiedział "nie będę skakał w Bischofschofen". Muszę wygrać dwa konkursy w Sapporo. Wracam trenować, nie mam innego wyjścia. Miał widocznie taką potrzebę - opowiada nam Fortuna.

Polska legenda pokrzyżowała szyki rywalowi z Japonii we wcześniej wspomnianym Sapporo. Fortuna zdobył złoto igrzysk olimpijskich na dużej skoczni. Niepowodzenie wstrząsnęło rywalem. - Po konkursie płakał. Spojrzał w moją stronę i było widać, że przeżywa wielki smutek. Potem przyniósł butelkę alkoholu ze specjalną nalepką, na której było napisane - taką wódkę pije tylko Yukiyo Kasaya - opowiada ze śmiechem nasz rozmówca.

- Później spotkaliśmy się po 37 latach w Libercu. Powitał mnie jak najlepszego kompana. Wcześniej zapytałem Japończyków - gdzie jest mój przyjaciel Yuko Kasaya. Pokazali mi, że idzie na górę. Podchodzę do niego, ważąc już sto kilogramów i próbuję się przywitać. Patrzy na mnie zdezorientowany, łapie za akredytację i wykrzykuje - Wojciech Fortuna! Palił wtedy papierosa, a robił to nagminnie. Przypuszczam, że dlatego jego zdrowie się pogorszyło. Kopcił jednego za drugim - uzupełnia.

"Co chwilę dowiaduję się, że ktoś umiera"

Japończyk nigdy nie porzucił miłości do skoków. Po zakończeniu kariery został trenerem i działaczem. Na igrzyskach olimpijskich w Vancouver w 2010 roku pełnił rolę wiceszefa reprezentacji Kraju Kwitnącej Wiśni.

- Wielka postać. Czuję, że straciłem serdecznego przyjaciela. Byliśmy jedną wielką rodziną olimpijską, z której zostałem już tylko ja i Staszek Gąsienica-Daniel. Tadek Pawlusiak, Adam Krzysztofiak, Staszek Bobak... Wszyscy trenują z góry. Co chwilę dowiaduję się, że ktoś umiera. To bardzo przykre. Pozostaje mi tylko złożyć kondolencje rodzinie Yukio. Odeszła legenda, o której będziemy wiecznie pamiętać - podsumowuje Wojciech Fortuna.

Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
- Kulisy odejścia trenerskiej gwiazdy
- Niepokojące wieści od Małysza

Komentarze (2)
avatar
eugjan
27.04.2024
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Fortuna jak była wódka to się z każdym dogadał 
avatar
Andre Sauer
27.04.2024
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Panie Wojciechu jakiego jezyka w sposob komunikatywny /nue liczac ojczystego/ urzywa Pan? Bardzo prosze o odpiwiedz.