Oddajmy cesarzowi co cesarskie. Paweł Wąsek wygrał klasyfikację generalną Letniego Grand Prix. Mimo że obsada w wielu zawodach nie była najmocniejsza, nie umniejszajmy jego sukcesu. Wygrał dwa konkursy, regularnie punktował i zasłużenie dołączył do takich nazwisk jak Małysz, Stoch czy Kubacki, którzy również triumfowali w letnim cyklu.
Wąsek jest wciąż stosunkowo młodym skoczkiem. Ma 25 lat i taki sukces może mu tylko pomóc w dalszej części kariery. Zyskał pozytywną pewność siebie, a w skokach narciarskich to często ważniejszy element niż przygotowanie fizyczne.
Sukces Wąska nie może jednak przesłonić kłopotów, z jakimi zmagają się wszyscy polscy skoczkowie na niespełna 50 dni przed inauguracją Pucharu Świata. W Klingenthal, w finale cyklu, wypadli na tle najgroźniejszych konkurentów przerażająco słabo. Nawet Wąsek, który jeszcze w połowie września nie dawał rywalom szans, w sobotnie popołudnie w Niemczech był dopiero 25.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Czeski kibic dokonał tego jako pierwszy. Zarobił okrągły milion!
Jeszcze gorzej zaprezentował się Dawid Kubacki. Latem i jesienią mistrz świata zwykle radził sobie bardzo dobrze. Tym razem ani razu nie stanął na podium. W Klingenthal skakał pasywnie i tylko bezradnie rozkładał ręce po swoich skokach. Dwa lata temu, gdy na początku października robił z rywalami co chciał, nie mogliśmy się wręcz doczekać zimy w jego wykonaniu. Teraz forma Kubackiego to jeden wielki znak zapytania.
To jednak nie koniec kłopotów Polaków. Aleksander Zniszczoł, lider Polaków poprzedniej zimy, w ogóle nie awansował do finałowej serii sobotnich zmagań. Dzień wcześniej w kwalifikacjach przepadł Jakub Wolny. Ktoś powie, że to tylko Letnie Grand Prix i prawdziwe skakanie zacznie się zimą. Zmagania w Klingenthal nie są jednak rozgrywane w środku lata, to już wczesna jesień, gdy do Pucharu Świata pozostało mało czasu.
Kto w Niemczech skacze dobrze, ten względnie spokojnie może przygotowywać się do zimy. Z kolei ten, kto zawodzi na początku października, na pewno ma o czym myśleć. Niestety Polacy, i to bez wyjątku, są w tej drugiej grupie. Norwegowie, Słoweńcy czy Austriacy na razie są poza zasięgiem. Oni w Klingenthal latali, a Polacy skakali.
Nie chcę być złym prorokiem, ale na dwa miesiące przed inauguracją Pucharu Świata trudno o jakiekolwiek powody do optymizmu. Nie zmienia tego nawet fakt wygrania przez Pawła Wąska Letniego Grand Prix. Bardziej miarodajna przed zimą jest jego forma z Klingenthal, która tak jak kolegów, była co najwyżej przeciętna, niż to, że dwa czy trzy tygodnie temu wygrywał konkursy przy słabszej obsadzie.
Zaryzykuję stwierdzenie, patrząc na to co działo się w Klingenthal, że najlepszym Polakiem na początku zimy może być ten, który ostatnio nie skakał, czyli Piotr Żyła. W poprzednim sezonie Polak był przetrenowany i skoki nie sprawiały mu radości. Tego lata musiał się poddać operacji kolana, a co za tym idzie będzie miał w nogach znacznie mniej oddanych skoków niż zwykle. I to paradoksalnie może mu wyjść na dobre. Nie od dziś wiadomo, że u Żyły najważniejsza jest motywacja. Głód skakania może mu tylko pomóc.
Generalnie ostatnie dwa miesiące przed Pucharem Świata upłyną jednak pod znakiem dużej niepewności. Na razie Polaków nie ma wśród faworytów cyklu. A ten rozpocznie się 22 listopada w norweskim Lillehammer.
Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty