To była długa i trudna sobota dla skoczków, kibiców i sędziów. Przez silny i zmienny wiatr organizatorzy mieli problem z przeprowadzeniem wszystkich zaplanowanych na ten dzień serii.
Największe kłopoty były z treningiem i kwalifikacjami, gdy wiatr dochodził nawet do 7 m/s. Obie serie były często przerywane, trwały w nieskończoność, przez co rozpoczęcie głównego konkursu opóźniło się aż o 30 minut.
W samych zawodach wiatr się już nieco uspokoił, ale także nie brakowało przerw i walki zawodników z warunkami. Wściekli po swoich skokach w pierwszej serii byli m.in. Artti Aigro i Paweł Wąsek.
ZOBACZ WIDEO: Tego nie powstydziłby się nawet Ronaldo. Co za bramka!
Estończyk i Polak na początku sezonu prezentują niezłą formę. Tymczasem w sobotę podczas skoku w pierwszej serii trafili na tak złe warunki, że wylądowali na buli, poniżej 80. metra i zajęli dwa ostatnie miejsca w konkursie.
Z kolei w kwalifikacjach los Aigro i Wąska podzielił Halvor Egner Granerud. Norweg wylądował jeszcze bliżej, na 70. metrze, i nie awansował nawet do konkursu. Granerud i jego koledzy byli tymi skoczkami, którzy najgłośniej mówili o tym, że w sobotę w ogóle nie powinno być zawodów w Ruce. - To igranie ze zdrowiem - mówił w norweskiej telewizji państwowej NRK Robert Johansson (szczegóły TUTAJ).
- Mamy początek sezonu. Pewnie niektórzy włączyli odbiorniki, żeby zobaczyć, co słychać. Na pewno Puchar Świata na tym etapie śledziło wielu sympatyków, którzy nie robią tego regularnie. Tymczasem ktoś zasiada przed telewizorem, widzi przerywane co chwilę zawody i słucha komentatorów, podkreślających, że wiatr dyktuje warunki i wpływa na wynik. Nie wiem, czy nawet ci najbardziej cierpliwi dotrwali do końca. Takie konkursy nie powinny mieć miejsca, to była antyreklama. Sami strzelamy sobie w kolano - tak natomiast Rafał Kot podsumował dla WP SportoweFakty to, co działo się w sobotę w Finlandii (więcej TUTAJ).
Inne spojrzenie na przebieg sobotniej rywalizacji ma Sandro Pertile. Poprosiliśmy dyrektora Pucharu Świata, by ocenił pracę jury i Borka Sedlaka, który odpowiada za włączenie zielonego światła skoczkom oczekującym na belce startowej.
- Jury wykonało fantastyczną pracę w tych zawodach. Nie było żadnego upadku ani żadnej kontuzji, tylko kilka krótszych skoków i kilka przerw. Borek świetnie współpracował z jury i także wykonał znakomitą pracę. Jestem dumny z całego mojego zespołu - podkreślił Pertile dla WP.
Pod koniec pierwszej serii, gdy prowadził Aleksander Zniszczoł, jury podjęło jednak dziwną decyzję. Mimo że wcześniej żaden skoczek nie osiągnął odległości bezpieczeństwa na skoczni (142 metry) sędziowie dla czterech najlepszych zawodników obniżyło belkę startową. Za to skoczkowie mieli na starcie dodane 5,3 punktu.
"To skandal" - pisaliśmy o tej decyzji na naszych łamach (więcej TUTAJ). Pertile nie chciał jednak komentować tej sytuacji, tłumacząc, że w tamtym konkretnym momencie nie brał udziału w dyskusji jury.
Decyzję skomentował natomiast Borek Sedlak. - Tuż przed obniżeniem belki Andreas Wellinger skoczył 141 metrów, a Austriak Ortner 138,5 metra. Widzieliśmy, że warunki się poprawiają, dlatego ze względów bezpieczeństwa obniżyliśmy rozbieg o jeden stopień. Tak zdecydowali wszyscy członkowie jury. To była słuszna decyzja, bowiem chwilę później już z tego niższego rozbiegu Pius Paschke uzyskał 143,5 metra - tłumaczył nam Czech.
W sobotę w Ruce nie popisali się także sędziowie. Kilka razy ich noty za styl dla skoczków były kontrowersyjne. Kibice w szoku mogli być zwłaszcza po skoku w pierwszej serii Mariusa Lindvika. Norweg prawie przewrócił się, a sędzia z USA przyznał mu notę 18 punktów jak za skok z dobrym telemarkiem (szczegóły TUTAJ).
- Planujemy przeanalizować, jak sędziowie oceniali skoczków - zapewnił Pertile.
Sobotnie zawody w Ruce wygrał Niemiec Pius Paschke. Najlepszy z Polaków Aleksander Zniszczoł był 13. Początek niedzielnego konkursu o 15:15. Wcześniej, na 13:45, zaplanowano kwalifikacje.
Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty