Już kolejny raz po konkursach Pucharu Świata w skokach narciarskich zamiast ekscytować się wynikami, więcej mówi się o różnych kontrowersjach. A te nie omijały rywalizacji mężczyzn w Ruce. Problemem były nie tylko trudne warunki wietrzne, ale też zachowanie sędziów, odpowiedzialnych za ocenianie zawodników.
Kilka razy ich noty za styl były kontrowersyjne. Kibice byli w szoku, chociażby po jednej z prób Mariusa Lindvika. Norweg prawie przewrócił się, ale arbiter ze Stanów Zjednoczonych i tak przyznał mu 18 punktów. Czyli tak, jakby wylądował telemarkiem (więcej TUTAJ).
- Sędzia ma tylko kilka sekund i nie widzi powtórek. Zazwyczaj podejmuje się decyzję na korzyść zawodnika, jeśli nie jest się pewnym. Jeżeli wszyscy mieszczą się w granicy połowy punktu, to w porządku. Aczkolwiek ponad dwa "oczka" różnicy, to już za dużo. Każdy może się pomylić, ale nie pięć czy dziesięć razy - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Edward Przybyła, były arbiter międzynarodowy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Co za figura! Piękna dziennikarka poleciała na wakacje
Jednocześnie przyznaje, że nie potrafi zrozumieć, gdy ktoś otrzymuje 17,5 punktu po tym, jak chwilę przed lądowaniem macha rękoma. Za to z automatu powinien mieć odjęte półtora "oczka". Do tego sędzia musi ukarać skoczka za brak telemarku. W takim wypadku nota powinna wynosić około 15 punktów.
- FIS powinien się za to wziąć i przeszkolić jeszcze raz arbitrów. Można im przecież przed zawodami poświęcić chociażby 30 minut i poprzypominać wszystkie zasady. Innym pomysłem jest pokazanie kilku nagrań i przeanalizowanie ich. Na to wszystko jest wystarczająco dużo czasu. Co więcej, sędziowie powinni ponosić konsekwencje za swoją pracę - przyznaje nasz rozmówca.
Inną kontrowersją była sama obsada arbitrów w Ruce. Wśród tej piątki znalazło się dwóch Finów. Zabrakło Norwega, który uległ wypadkowi drogowemu w drodze na zawody. Na szczęście, nic poważnego mu się nie stało, ale nie mógł on pracować podczas weekendu z PŚ. Przepisy FIS stanowią jednak, że w konkursach każdy z sędziów ma być z innego kraju.
- Kiedyś też miałem przypadek, że delegat techniczny nie dopuścił arbitra z Finlandii i na wieży pojawiło się dwóch Norwegów. Takie sytuacje się zdarzają. Z tego, co słyszę, teraz powołuje się sześciu sędziów w przypadku trzydniowych zawodów, aby był jeden rezerwowy - komentuje Edward Przybyła.
Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty