Triumf i dramat w jeden weekend. Lot, który zmienił wszystko

PAP/EPA / DANIEL MAURER / To był fatalny upadek  Morgensterna
PAP/EPA / DANIEL MAURER / To był fatalny upadek Morgensterna

To była sekunda, która zmieniła wszystko. Thomas Morgenstern skoczył daleko, ale niespodziewanie stracił kontrolę nad lewą nartą. Upadł na zeskok i trafił do szpitala, a dramat z 2013 roku już na zawsze zostawił w nim ślad.

W tym artykule dowiesz się o:

Thomas Morgenstern, jeden z najbardziej utytułowanych skoczków narciarskich w historii, przeszedł do legendy nie tylko dzięki swoim sukcesom, ale także przez dramatyczne wydarzenia, które naznaczyły jego karierę. Jednym z najważniejszych był upadek na skoczni w niemieckim Titisee-Neustadt 15 grudnia 2013 roku.

Dzień wcześniej wszystko układało się idealnie. Austriak w wielkim stylu wygrał konkurs, skacząc na odległość 141 metrów. Jego triumf był wyjątkowy - to pierwsze zwycięstwo od niemal dwóch lat.

W niedzielę przystąpił do kolejnego konkursu pełen wiary w kolejny sukces. Po wybiciu z progu wszystko wyglądało idealnie. Morgenstern poleciał daleko, znów aż na 141. metr. Jednak w momencie lądowania wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Lewa narta odjechała, a skoczek z ogromną prędkością upadł na zeskok. Uderzenie było tak mocne, że narta, wciąż przymocowana linką, kilkakrotnie uderzyła go w ciało.

"Był to skok, który uszczęśliwiłby każdego zawodnika. Chciałem go jeszcze tylko zwieńczyć pięknym telemarkiem. Na moment przed wylądowaniem moje nogi ułożyły się w charakterystyczny wykrok, górna część ciała się wyprostowała, wyciągnąłem ramiona, czubki palców u nóg zadarłem do góry. Wszystko było tak, jak powinno. Wszystko z wyjątkiem lewego wiązania, które się wypięło" - wspominał po latach w swojej autobiografii.

Morgenstern próbował wówczas wstać o własnych siłach. Bezskutecznie. Zdołał jedynie przejść kilka korków, po czym osunął się na zeskoku. Natychmiast pojawiły się przy nim służby medyczne. Helikopter odwiózł go do szpitala, a kibice wyczekiwali informacji o stanie skoczka. Te, biorąc tragizm sytuacji, okazały się dość optymistyczne - skończyło się na potłuczeniach, siniakach i złamaniu palca.

"Ten upadek, tak jak i poprzednie, pozostawił we mnie ślad. Tak jak i wcześniej, znowu coś we mnie pozostało. Każdy upadek zostawia ślad, a każdy z tych śladów hamuje" - pisał skoczek w swojej książce.

Choć po fatalnych wydarzeniach z Titisee-Neustadt dość szybko wrócił na skocznie, a nawet był w stanie włączyć się do walki o wygraną w Turnieju Czterech Skoczni, niedługo później zaliczył kolejny poważny wypadek - tym razem na skoczni mamuciej w Kulm.

ZOBACZ WIDEO: Afera w polskiej kadrze. Trener z zawodniczką do dziś nie porozmawiali

Komentarze (0)