Kamil Stoch rozpoczął 65. edycję Turnieju Czterech Skoczni od zajęcia 2. miejsca zarówno w Oberstdorfie, jak i w Garmisch-Partenkirchen. Wówczas stało się jasne, że Polak ma ogromne szanse na pierwszego od czasów Adama Małysza Złotego Orła dla naszego kraju.
Do Innsbrucku Stoch przyjechał jako lider klasyfikacji generalnej TCS, a rola faworyta była tym większa, gdyż Bergisel to jedna z jego ulubionych skoczni w kalendarzu Pucharu Świata. Reprezentant Polski miał w głowie jasno określony cel - uciec rywalom i położyć jedną rękę na trofeum jeszcze przed konkursem w Bischofshofen.
4 stycznia 2017 roku niemal już tradycyjnie na skoczni Bergisel panowały trudne warunki pogodowe. Mimo dość mocnego wiatru, jury zdecydowało się na przeprowadzenie serii próbnej. To właśnie w niej polscy kibice i Kamil Stoch przeżyli drogę z nieba do piekła...
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Powitała Nowy Rok w bajecznej scenerii
W Polsce nie transmituje się serii próbnych przed konkursami TCS, więc początkowo, gdy przy nazwisku skoczka z Zębu pojawiła się odległość 127 metrów, w domostwach w naszym kraju wybuchła euforia. Chwilę później jednak zaczęły do nas docierać niepokojące sygnały z austriackiego miasteczka - okazało się, że trzykrotny mistrz olimpijski upadł po skoku, a jego udział w pierwszej serii stoi pod znakiem zapytania.
Gdy w głowach milionów polskich kibiców narastała niepewność i mnożyły się setki pytań o stan zdrowia ich ulubieńca, ten zakasał rękawy, zacisnął zęby i... ruszył na górę skoczni. Stoch skakał w ostatniej parze w trybie KO, co w połączeniu z przedłużającą się z powodu wiatru pierwszą serią dało mu trochę czasu na regenerację obolałego barku.
Czas płynął nieubłaganie, a brak sztucznego oświetlenia na obiekcie w Innsbrucku pozwalał tamtego dnia na rozegranie loteryjnych zmagań tylko w zakresie jednej serii konkursowej. Kamil, mimo trudnych warunków i problemów zdrowotnych, wylądował na odległości 120,5 metra. Ten wynik dał 4. miejsce w konkursie, ale oznaczał utratę pozycji lidera TCS na rzecz Daniela Andre Tandego. Do Norwega jednak Polak tracił zaledwie 1,7 punktu, co wciąż stawiało go w dobrej pozycji przed ostatnimi zawodami cyklu.
Losy turnieju zatem rozstrzygały się w Bischofshofen. Reprezentant Polski bezpośrednio po konkursie w Innsbrucku udał się do szpitala w celu przeprowadzenia dokładniejszych badań barku. Na szczęście, obyło się bez złamań, a skończyło się na tym, że Stoch był mocno poobijany. Po konsultacjach z fizjoterapeutami Kamil dostał zielone światło na start i walkę o Złotego Orła w ostatnich zawodach 65. Turnieju Czterech Skoczni.
Ówczesny 29-latek ostatecznie wygrał konkurs bardzo pewnie - znokautował swojego rywala Daniela Andre Tandego i mógł cieszyć się ze swojego pierwszego zwycięstwa w Turnieju Czterech Skoczni. Historia ta zakończyła się jeszcze większym happy endem, niż mogliśmy sobie wyobrażać, bowiem 2. miejsce w turnieju zajął Piotr Żyła, a 4. pozycję Maciej Kot.
Dziś to nie Polacy rozdają karty w walce o Złotego Orła - robią to gospodarze zawodów w Innsbrucku i Bischofshofen, Austriacy. Liderem 73. edycji TCS jest Daniel Tschofenig, 2. miejsce zajmuje Jan Hoerl, a 3. jest Stefan Kraft. To właśnie oni będą faworytami tegorocznych zawodów na Bergisel.
W piątek w Innsbrucku rozegrane zostaną kwalifikacje poprzedzone dwoma treningami - te rozpoczną się o godzinie 10:30, zaś seria kwalifikacyjna o 13:30. Relację tekstową LIVE z tych zmagań będzie można śledzić na portalu WP SportoweFakty.