Panie Kamilu, czy na pewno musi pan kończyć karierę? - chciałoby się zapytać po tym, co zobaczyliśmy w pierwszym weekendzie Pucharu Świata w skokach narciarskich w Lillehammer. Oglądanie naszego trzykrotnego mistrza olimpijskiego to znów czysta przyjemność. Kamil Stoch w swoich skokach ma coś magicznego, co sprawia wrażenie, jakoby w ogóle nie używał siły. Cała sekwencja od ruszenia z belki, aż do wylądowania, to automatyzm.
Jest tylko jeden warunek, aby tak było zawsze - zawodnik z Zębu musi być w formie. Najwyraźniej właśnie tak jest. Co prawda obecnie nie pozwala to walczyć o wygraną, a nawet do podium jeszcze brakuje, lecz co z tego? Nikt przecież nie wymaga od Stocha wielkich sukcesów. Choć dobra dyspozycja pozwala marzyć o 40. zwycięstwie. I oby to się udało.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Była 10. sekunda meczu. Niebywałe, co zrobił bramkarz
Zachwyca nas zresztą nie tylko 38-latek, ale również 20 lat młodszy Kacper Tomasik. Oczywiście, do ścisłej czołówki jeszcze brakuje, a właściwie to głównie umiejętności w drugiej fazie lotu. Na szczęście o tym wiedzą wszyscy, wraz z samym skoczkiem, dlatego pozostaje się przyglądać, jak ten element będzie poprawiany.
W tym przypadku raczej nie grozi nam wprawienie kogoś w kłopoty presją. Osoby z otoczenia 18-latka cały czas powtarzają, że jest on niezwykle mocny mentalnie. Aczkolwiek, naprawdę warto spokojnie podchodzić do jego wyników. Każdy ma świadomość, że to ogromny talent. Pewnie, że chcielibyśmy, aby młody polski skoczek zaczął stawać na podium. Jednakże to już nie te czasy.
Czasy, w których Gregor Schlierenzauer, Andreas Wellinger czy Domen Prevc jako nastolatkowie tryumfowali, już się skończyły. Obecny największy młody talent - Daniel Tschofenig - ma 23 lata. Gdy po raz pierwszy stawał na podium, był chwilę przed 21. urodzinami. Dlatego nie bójmy się mówić, że mamy zawodnika z ogromnym potencjałem, lecz miejmy z tyłu głowy, że na sukcesy najpewniej będzie nam jeszcze trochę poczekać. Może nawet dwa lub trzy lata.
Bardzo dobra forma wcześniej wspomnianych dwóch Biało-Czerwonych, wcale nie musi być dobrą informacją dla naszego głównego trenera - Macieja Maciusiaka. Warto podkreślić, że jeden z nich był przygotowywany przez szkoleniowca kadry B, a drugi przez swojego prywatnego trenera. Podopieczni Maciusiaka za to niestety spisują się przeciętnie. Nie ma katastrofy, ale dobrze też nie jest.
Tak naprawdę pewne pozytywy pozostawił po sobie wyłącznie Dawid Kubacki, który wydaje się prezentować lepiej niż przed rokiem. Nadal nie jest to walka o czołową szóstkę, lecz chyba o tym trudno marzyć. Tylko jeśli z grupy głównego trenera najlepszy jest skoczek, który kręci się wokół 20. miejsca, to wiedz, że coś jest nie tak. Niestety, Paweł Wąsek nadal ma swoje kłopoty, a Piotr Żyła, jak Piotr Żyła, jest bardzo nierówny. Aleksander Zniszczoł z kolei jest całkowicie pogubiony i tutaj już potrzeba gwałtownych ruchów.
Mam tylko nadzieję, że nie będzie trzeba słuchać o spokojnym wejściu w sezon, który podobno jest w naszym zwyczaju. Ile my takich spokojnych wejść w sezon już mieliśmy? Tak, czasami faktycznie nasi reprezentanci z biegiem czasu dołączali do czołówki. Najczęściej jednakże kończyło się to tak, jak w poprzednich latach, czyli walką o czołową trzydziestkę, a nie dziesiątkę.
Zresztą, gdy akurat Polacy stawali na podium od pierwszych konkursów, wówczas akurat nie mówiło się o tym "spokojnym wejściu w sezon". Trochę jest to narracja dostosowana do aktualnych warunków. Nie rozumiem, dlaczego nasi reprezentanci musieliby regularnie wchodzić spokojnie w sezon, a Austriacy, Japończycy czy Słoweńcy akurat nie.
Domyślam się, że pojawią się wypowiedzi w stylu: "wiemy, jakie błędy popełniamy, będziemy je korygować". Oby to nie trwało do Planicy. Historia nauczyła, że czas ucieka niesamowicie szybko. Za chwilę będzie Engelberg, Turniej Czterech Skoczni, Zakopane, igrzyska olimpijskie i koniec.
Nie wymagam od Polaków takiej dominacji, jak w przeszłości, ale chciałbym chociaż stabilności. Mam obawy, że się nie doczekam, choć obym się mylił.
Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty
Skoki narciarskie w Wiśle - oglądaj w TVP1 o 14:40 w Pilocie WP (link sponsorowany)