W pierwszej serii niedzielnego konkursu Pucharu Świata w Wiśle ludzie przecierali oczy ze zdumienia. Polacy wyglądali jakby ich ktoś podmienił. Zachwycił przede wszystkim Piotr Żyła.
Według przeliczników dwukrotny mistrz świata miał spory wiatr w plecy, a mimo to uzyskał aż 129,5 metra. Objął po swoim skoku prowadzenie i długo nikt nie był w stanie się do niego zbliżyć.
ZOBACZ WIDEO: Co dalej z trenerem polskich skoczków? Stanowcza reakcja
Ostatecznie Żyła na półmetku zawodów zajmował 2. miejsce, a przegrywał tylko z rewelacyjnie skaczącym ostatnio Ryoyu Kobayashim.
Co ciekawe, w czołówce z Polaków był jednak nie tylko Żyła. Równie daleko skoczył bowiem też Kacper Tomasiak. 18-latek miał jednak korzystniejsze warunki i dlatego zajmował po pierwszej serii 5. miejsce.
Premierowa kolejka skończyła się o 15:15. Zwykle między pierwszą a drugą serią konkursów Pucharu Świata jest 15, maksymalnie 20 minut przerwy. Tym razem FIS poinformował jednak, że finałowa kolejka rozpocznie się dopiero o 15:55. Skoczkowie musieli czekać aż 40 minut!
Dlaczego? Powodem była napięta ramówka telewizyjna. W przerwie skoków największe telewizje sportowe pokazywały bieg pościgowy mężczyzn w biathlonie w Oestersund. Skoczkom i kibicom w Wiśle nie pozostało zatem nic innego jak tylko cierpliwe poczekać bardzo długo na start finałowej serii.
Ostatecznie Żyła nie utrzymał drugiej pozycji i zakończył zawody na 7. miejscu. Najlepszym z Polaków okazał się Tomasiak (5.). Konkurs wygrał Domen Prevc, drugi był Ryoyu Kobayashi, zaś trzeci Philipp Raimund.
Z Wisły Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty