Trzykrotny mistrz olimpijski zrehabilitował się w niedzielę po piątkowej wpadce w kwalifikacjach, kiedy to nie zdołał awansować do sobotniego konkursu indywidualnego w ramach Pucharu Świata w skokach narciarskich w Wiśle. Nie oznacza to jednakże, że 38-latek ma wielkie powody do radości.
Mimo wszystko pewna poprawa była. Przede wszystkim Kamil Stoch najpierw spokojnie przebrnął przez eliminacje, a później w samych zawodach zdołał wskoczyć do drugiej serii. W niej spisał się już trochę słabiej, co ostatecznie przełożyło się na spadek z 22. na 27. pozycję.
ZOBACZ WIDEO: "Spróbujcie go powstrzymać". Z piłką wyczynia cuda
- Dla mnie to był uśmiech przez ból. Chciałem oddawać dużo lepsze skoki, ale muszę zaakceptować, że jest jak jest. W niedzielę wystarczyło na czołową "30". Mogłem oddać trzy próby przed tą wspaniałą publicznością i podziękować jej za te wszystkie lata wsparcia - powiedział po konkursie dwukrotny zdobywca Kryształowej Kuli.
Weekend w Wiśle był wyjątkowy dla polskiego skoczka, ponieważ zaprezentował się w tej miejscowości po raz ostatni w oficjalnym konkursie Pucharu Świata. Wszystko dlatego, że po sezonie 2025/2026 zakończy swoją bogatą karierę, o czym poinformował kibiców już kilka miesięcy temu.
- Wiedziałem, że ten weekend będzie trudny pod względem emocji, ale do tego się przygotowywałem całe lato. Oczywiście uderzyło we mnie bardzo mocne napięcie w czwartek. Sporo wywiadów, których udzieliłem na konferencji, nie pomogło mi się odciąć od tego, co będzie, lecz taki jest sport. Tego już nie zmienię. Wyciągam wnioski, bo wiem, co się stało - skomentował 38-latek.
Na koniec przyznał, że Kacper Tomasiak oraz Piotr Żyła spisali się bardzo dobrze podczas niedzielnego konkursu i zasłużyli na lokaty w czołowej dziesiątce. Ten pierwszy był piąty, a drugi siódmy. - Dostarczyli mnóstwo emocji. To również super informacja dla całej grupy - podsumował Kamil Stoch.
Współpraca: Szymon Łożyński
Może czas postawić i szkolić młodych