To, co nie udało się w sobotę, udało się w niedzielę. Maciej Kot nie zdołał wywalczyć punktów w swoim inauguracyjnym konkursie Pucharu Świata w skokach narciarskich w sezonie 2025/2026, ale już dzień później udowodnił, że jest w naprawdę niezłej formie. Polak po pierwszej serii zajmował 15. lokatę. W rundzie finałowej także skoczył bardzo dobrze i ostatecznie zajął 14. pozycję.
Jak zdradził, same kwalifikacje przed zawodami były w jego wykonaniu po prostu bezpieczne, dlatego nie musiały one zwiastować tak dobrego miejsca kilka godzin później. Wcześniej miał plan, co chciałby zmienić w stosunku do soboty, ale nie poszło to w dobrą stronę. Dlatego szybko wrócił do pierwotnego pomysłu, którym było odwołanie się do dobrego czucia, zaufania samemu sobie i skakania z przekonaniem, że to wszystko funkcjonuje.
ZOBACZ WIDEO: "Spróbujcie go powstrzymać". Z piłką wyczynia cuda
- Zastrzyk optymizmu, nie tylko dla mnie, ale dla całej drużyny. Kacper Tomasiak osiągnął życiowy wynik, Piotrek Żyła otarł się o podium. Miło było to wszystko oglądać i poczuć tę wspaniałą atmosferę w Wiśle. Aczkolwiek nie wolno osiąść na laurach, tylko trzeba wyciągnąć wnioski i zobaczyć, co się zmieni - przyznał po konkursie 34-latek.
Nie da się ukryć, że w miniony weekend oglądaliśmy dwa oblicza reprezentacji Polski. Jedno to to z soboty, gdy wywalczyliśmy zaledwie 29 "oczek". Drugie z kolei zaprezentowaliśmy w niedzielę, kiedy Biało-Czerwoni zajęli dwie pozycje w czołowej siódemce i łącznie zainkasowali 109 punktów.
- Wyciągnąłbym średnią z tych dwóch dni. Moim zdaniem byłoby to najlepszym odzwierciedleniem naszej dyspozycji w tej chwili. Natomiast mam nadzieję, że tendencja jest zwyżkowa. Widać, że przy dobrym dniu i normalnych skokach, jesteśmy w stanie walczyć z najlepszymi - stwierdził Maciej Kot.
Niedzielny konkurs był dość wyjątkowy pod pewnym względem. Pomiędzy pierwszą a drugą serią przerwa trwała aż 40 minut. Wszystko przez napiętą ramówkę telewizyjną. W tym czasie stacje sportowe pokazywały bieg pościgowy mężczyzn w biathlonie w Oestersund. 34-latek nie ukrywał jednak, że dobrze wykorzystał ten czas.
- Szczerze mówiąc, nie narzekaliśmy, ponieważ akurat mogliśmy w spokoju obejrzeć wyścig Formuły 1 w Abu Zabi - wyjawił.
Wiemy już, że Maciej Kot poleci na kolejne konkursy Pucharu Świata do Klingenthal, tym samym zastępując Aleksandra Zniszczoła.
Współpraca: Szymon Łożyński