Janne Happonen nie zdołał ustać swego skoku w niedzielnych kwalifikacjach przed drugimi zawodami w Lillehammer, rozgrywanymi na dużej skoczni. Fiński skoczek przyznał, że od razu poczuł, iż z jego kolanem nie jest dobrze - w przeszłości miał już podobne problemy i teraz od razu zdał sobie sprawę z powagi sytuacji. Happonen kulejąc opuścił jednak skocznię o własnych siłach, a w poniedziałek został zbadany już w ojczyźnie. We wtorek po południu Fin przeszedł operację, która wykazała, że pierwotne diagnozy były niestety zbyt optymistyczne.
Lekarze przypuszczali bowiem, że Happonen będzie pauzował do sześciu tygodni, jednak w trakcie zabiegu okazało się, że w jego kolanie uszkodzeniu uległo więzadło krzyżowe przednie. W tym sezonie powrót na skocznie nie będzie już więc możliwy. - Spróbujmy patrzeć w przyszłość pozytywnie. Prognozy dotyczące leczenia są optymistyczne. Skupiam się na rehabilitacji - powiedział skoczek robiąc dobrą minę do złej gry. - Jestem dumny z Janne, z tego że optymistycznie patrzy na to co będzie - powiedział trener fińskiej kadry Pekka Niemelae.
Fin jest bez wątpienia jednym z największych pechowców wśród skoczków. Z powodu kontuzji stracił już cały sezon 2008/2009, a także znaczną część sezonu 2010/2011. W przeszłości gdy nie miał problemów zdrowotnych potrafił wygrywać konkursy Pucharu Świata w Lahti czy Planicy, w związku z czym fińscy kibice wiązali w tym roku swoje nadzieje właśnie z nim.
Kontuzja Happonena jeszcze bardziej utrudniła pole manewru trenerowi Niemelae. Fińskie skoki są w kryzysie - kariery pokończyli Janne Ahonen czy Matti Hautamaeki, po kontuzji do formy wrócić nie może Ville Larinto, a ci zawodnicy, którzy nadal skaczą i są zdrowi prezentują bardzo mizerną dyspozycję. Na fińskich stronach internetowych nie brak więc tytułów zapowiadających katastrofalną zimę dla skoków w tym kraju.
Rehabilitacja może wróci na letnie Grand Prix w następnym sezonie przecież Olimpiada w Soczi tam musi być gotowy