Dawid Góra: Wspomina pan jeszcze czasy świetności Adama Małysza?
Jan Szturc: - Na pewno wspomnienia do mnie wracają. Przede wszystkim z czasów, kiedy Adam zaczynał swoją karierę i z tych, w których osiągał najlepsze rezultaty. Przyciągał wtedy przed telewizory miliony widzów. Każdy czekał na kolejne odcinki zimowego serialu z Małyszem w roli głównej. Puchar Świata jest przeplatany mistrzostwami i igrzyskami, więc nie mogliśmy się nudzić. W lecie mamy Letnie Grand Prix, które też przysparza sporo emocji, choć, jak wiadomo, nie są to już tak prestiżowe konkursy, jak zimą.
To pan opiekował się Adamem Małyszem, nie tylko wtedy kiedy był dzieckiem i nastolatkiem, ale również w najtrudniejszych sytuacjach seniorskiej kariery. To do pana przychodził po cenne rady.
- Tak, to prawda. Po pierwsze, z Adamem jesteśmy powiązani rodzinnie, wychowaliśmy się w jednym domu. Znam go od dziecka i zawsze mieliśmy ze sobą świetny kontakt. Kiedy tylko Adam miał jakieś problemy na skoczni przychodził do mnie i wspólnie z jego wcześniejszymi trenerami dochodziliśmy do tego, co było nie tak. Staraliśmy się przywrócić go do dobrej dyspozycji, eliminowaliśmy błędy w dojeździe do progu itd. Wtedy wracał na skocznie w Wiśle Łabajowie oraz do Ramsau, gdzie też miał okazję spokojnie potrenować.
Obserwuje pan konkursy Pucharu Świata, a więc także poczynania naszych zawodników. Czy któryś z nich z nich przypomina panu „Orła z Wisły”?
- W tej chwili trudno wskazać konkretną osobę. Adam to wybitna osobowość, to człowiek, który rodzi się raz na kilkanaście, a może i nawet kilkadziesiąt lat. Nie ukrywam jednak, że mamy teraz w Polsce naprawdę wartościowych skoczków. Choćby Kamila Stocha, lidera naszej kadry, jak również Piotra Żyłę, Macieja Kota, Dawida Kubackiego. Mamy też kilku znakomitych juniorów, choćby Olka Zniszczoła, indywidualnego i drużynowego wicemistrza świata juniorów. Nie wiem jednak, czy dysponują tak ogromnym talentem, jaki ma Adam. On predyspozycje do uprawiania tego sportu połączył z chęcią do wytężonej pracy. Nawet, kiedy był w nieco słabszej formie potrafił nawiązywać walkę z najlepszymi. Warto podkreślić, że Adam w Pucharze Świata startował 17 lat. Nasi młodzi skoczkowie posiadają ogromny potencjał, jednak jak go wykorzystają pokaże czas. Teraz nabierają doświadczenia w startach z najlepszymi skoczkami na świecie, aby kontynuować sukcesy Adama Małysza. Warto zaznaczyć także, że Adam nigdy nie zdobył złotego medalu na olimpiadzie. Jeśli któremuś z naszych się to uda, to w pewnym stopniu taka osoba przeskoczy mistrza.
Teraz kadrze narodowej powinno być łatwiej pozyskiwać przyzwoitych zawodników. Skoki uprawia przecież więcej młodych ludzi niż choćby 15 lat temu, czyli w okresie sprzed sukcesów Małysza.
- Na pewno jest łatwiej. Szczególnie, że mamy w Polsce warunki do tego, aby szkolenie centralne odbywało się na naprawdę wysokim poziomie. Choćby w Szczyrku jest fantastyczny kompleks z trzema skoczniami, niedaleko znajduje się Wisła, jest też Zakopane. Teraz prościej jest wyłuskać perełki, które mogłyby w niedalekiej przyszłości reprezentować nasz kraj. Jednak warto zauważyć także fakt, że obecnie nie ma takiego boomu na skoki narciarskie, jaki był w czasach największych sukcesów Adama. Coraz mniej osób przychodzi do klubu na treningi. Kiedyś natomiast chłopaki musieli czekać aż skończą skakać ich koledzy, żeby móc ubrać kombinezon, założyć sprzęt itd. Młodzi ludzie mają teraz znacznie większe spektrum możliwości uprawiania sportu niż wtedy. Poza tym, technika, gry komputerowe także zrobiły swoje.
Wspomniał pan, że mamy skocznie przeznaczone do szkolenia centralnego. A co z treningami u podstaw?
- W tym zakresie jest gorzej. Brakuje nam obiektów do szkolenia podstawowego. A abecadła skoków uczy się przecież na niewielkich skoczniach, żeby w kolejnym kroku dzieci mogły przejść na większe. Mam nadzieję, że niedługo sytuacja ulegnie poprawie. Choćby w Wiśle mamy projekt budowy skoczni HS10, HS20 i HS40. Możliwe, że w 2013 roku uda się go zrealizować.
Z rozmów, jakie przeprowadziłem z paroma trenerami w polskich klubach wynika, że sytuacja szkolenia podstawowego faktycznie wygląda kiepsko. Chętnych na treningi jest coraz mniej, trenerzy nie dostają pieniędzy za swoją pracę… Jak sprawa wygląda w KS Wisła Ustronianka?
- W środowisku narciarskim postrzegają nas, jako wzorowy klub. Z zewnątrz widać, że prowadzimy treningi z dziećmi i młodzieżą, że wszystko funkcjonuje należycie. Niestety, nie jest tak do końca. Mamy niewielu trenerów. Młodzi szkoleniowcy nie chcą pracować za niewielkie pieniądze, zdają sobie sprawę z tego, że w klubach nie zarobią. Ten sport w Polsce utrzymuje się na barkach pasjonatów. Polski Związek Narciarki ma inne cele szkoleniowe – skupia się na kadrze, są też inne dyscypliny sportów zimowych. Kluby muszą zdawać się na samorządy i sponsorów. Nam udała się współpraca zarówno z miastem Wisła, jak i sponsorami, m.in. firmą Ustronianka. Miejscowy samorząd użycza nam parkingu, czerpiemy także opłaty z targowiska. Wiem jednak, że nie we wszystkich miastach jest tak samo. Za nami przemawiał choćby Adam Małysz, a niektórzy nie mają przecież szans na taką promocję.
Czy z takim systemem szkolenia u podstaw mamy szansę, aby zaistnieć na świecie tak znacząco, jak Austria czy Niemcy?
- W tej chwili w polskich klubach pracują już wyłącznie pasjonaci, na ogół w podeszłym wieku. Dzięki nim te skoki w ogóle istnieją. Całe szczęście że są jeszcze sponsorzy, którzy interesują się losem młodych skoczków. PZN z Grupą LOTOS organizuje rokrocznie cykl zawodów Narodowego Programu Rozwoju Skoków Narciarskich pod nazwą LOTOS CUP dla pięciu kategorii wiekowych. To z tego programu wywodzi się wielu zawodników, którzy dzisiaj reprezentują nasz kraj na arenie międzynarodowej. Gdyby nie dofinansowanie tej firmy do sprzętu, w polskich skokach byłoby jeszcze gorzej. Przypominam, że sprzęt dla jednego skoczka, czyli kombinezon, narty, wiązania, buty, kask itd. to koszt około 5 tys. zł. Samych klubów nie stać na takie wydatki. Szkoda by było, gdyby w Polsce zostało tylko parę ośrodków szkolących młodych ludzi. Zresztą, jeśli coraz mniej będzie ośrodków, to zacznie brakować także samych skoczków. Na szczęście, na razie mamy szeroką grupę osób naprawdę dobrze skaczących. Staram się być optymistą. Patrząc na sprawę lokalnie – jeśli uda nam się wybudować kompleks skoczni do szkolenia podstawowego w Wiśle, to chętnych do uprawiania tej dyscypliny sportu u nas nie zabraknie.