Na konferencji prasowej po zawodach drużynowych dziennikarze pytali, dlaczego w składzie nie znalazło się miejsce dla Dawida Kubackiego, który wcześniej miał skakać lepiej od Krzysztofa Miętusa. - Wystawiłem zawodników, którzy prezentowali się najlepiej od strony technicznej, bo to ona interesuje nas najbardziej, w ciągu dziesięciu ostatnich dni - odpowiedział Łukasz Kruczek. - Dla nas, dla trenerów, najważniejsze jest to jak zawodnik się prezentuje i jak wykonuje zadania, które są mu powierzane. Nie analizujemy tego pod kątem szczęścia, czy pecha, jakiego ma w trakcie konkursów i kwalifikacji. Stąd właśnie taka, a nie inna decyzja.
Sami skoczkowie komentując swoje występy oraz końcowe wyniki zawodów nie kryli, że mimo radości pozostaje w nich także uczucie niedosytu. Trener Kruczek uważa, że jest ono nieuniknione. - Moment niedosytu znajdziemy zawsze, nawet gdy zawodnik wygra będzie można powiedzieć, że mógł mieć większą przewagę. Myślę jednak, że z tego konkursu możemy być bardzo zadowoleni i nie będziemy zastanawiać się, co by było gdyby. Gdybać można przy każdych zawodach, rozważać różne scenariusze, a to już jest wpisane w historię i tego się nie zmieni. Przed nami są kolejne dni, a konkurs drużynowy jest za nami zapisany na kartach historii.
Zawody na Wielkiej Krokwi rozgrywane były w dość trudnych warunkach atmosferycznych. Na skoczni wiał bowiem wiatr, a rywalizację dodatkowo komplikowały opady śniegu, chwilami bardzo intensywne. Mimo to konkurs udało się dokończyć. - Prognoza pogody nie do końca się sprawdziła, wiatr miał wiać z innego kierunku, a był lokalny, zakręcał między drzewami w rejonie skoczni i tworzył turbulencje. Zagrożenie w takich warunkach jakie były na pewno istniało. Nie było jednak zawahania ze strony jury, a przynajmniej nie docierały do nas takie informacje. Zwykle gdy jest takie ryzyko to słyszy się głosy osób z jury, a teraz tego nie było, wszystko szło sprawnie. Były wprawdzie newralgiczne momenty, gdy było niebezpiecznie, ale były one przeczekiwanie i nie było sytuacji, gdy zawodnik był puszczany w naprawdę złych warunkach. Od tej strony bezpieczeństwo było więc zapewnione. Nikt nie jest za to w stanie zobaczyć co jest w powietrzu gdy nie pada śnieg, bywało że wiatr zmieniał się już po puszczeniu zawodnika. W najgorszych momentach skoczkowie byli jednak wstrzymywani i nie wpuszczano ich na belkę - zaznaczył Kruczek.
W sobotę skoczków czeka rywalizacja w konkursie indywidualnym. Wszystko wskazuje na to, że tym razem warunki będą już znacznie bardziej sprzyjające. - Prognoza godziny na godzinę ma być lepsza. Sytuacja ma się normować, wiatr ma być coraz lżejszy. Praktyka pokazuje jednak, że najlepiej jest w niedzielę rano, już po konkursach.
Łukasz Kruczek został także zapytany o pierwsze w historii podium polskiej reprezentacji w zawodach drużynowych. Przed przeszło dekadą on też był w składzie zespołu, który osiągnął pamiętny sukces. - Pamiętam dobrze tamten konkurs w Villach, 9 grudnia 2001 roku. Było to dla nas niespodziewane, wszystko zaczęło naraz funkcjonować. Wygrali Finowie, drudzy byli Niemcy, a trzecie miejsce było dla nas. Adam Małysz był bardzo mocnym punktem, ale i my skakaliśmy na miarę możliwości - wspomina Kruczek.