Zdaniem Jakuba Kota widzowie, oglądający sobotnią rywalizację w Val di Fiemme nie mogli narzekać na nudę. - Był to ciekawy konkurs. Byli faworyci, murowani kandydaci do medalu i czarne konie, a i tak podium przypuszczam, że mało kto przewidział. Największą niespodzianką jest dla mnie brąz dla Petera Prevca. Poza tym piąte miejsce Thomasa Morgensterna, który pokazał, że jest światowej klasy skoczkiem i mimo, że nie miał dotychczas formy, to w zawodach zaprezentował wysoki poziom. Szkoda Kamila, który miał szansę na medal. Gratulację dla Maćka, bo skakał swoje i nie zawiódł. Piotrek i Dawid wypadli trochę poniżej oczekiwań - na pewno oni sami liczyli na coś więcej - przyznał brązowy medalista uniwersjady w Erzurum.
23-latek bardzo ostrożnie podchodzi do typowania pozostałych konkursów w Predazzo. - Nie ma właściwie co prognozować. Znowu treningi będą treningami, komentatorzy zaczną wieszać medale na szyi przed pierwszą serią, a podium okaże się zupełnie inne. Mam nadzieję, że będą niespodzianki. Polacy mają szanse na wysokie miejsca, bo skaczą solidnie. Teraz wszystko w ich głowach, nogach i w rękach pana Boga - bez odrobiny szczęścia nie ma szans. Z kolei drużynówka też będzie interesująca. Myślę, że nawet sześć zespołów może się liczyć w walce o podium i pojedynczy skok może zadecydować o wszystkim - uważa nasz reprezentant.
Kot mówi portalowi SportoweFakty.pl także o swoich najbliższych planach. - Zostało parę startów w Pucharze Kontynentalnym, ale nie wiem, czy się tam załapię. Powoli myślę o uczelni i nadrabianiu zaległości. Trenuję jeszcze na sali i na skoczni, ale nie mam pojęcia, czy jeszcze gdzieś wystartuję. Zobaczymy. Jeżeli nie będzie szansy na starty, to trzeba wracać na studia i się uczyć - wyznał zawodnik z Limanowej.
Przypomnijmy, że początek środowych kwalifikacji do drugiego indywidualnego konkursu mistrzostw świata przewidziano na godzinę 17-tą.