Kamil Kołsut: Jakbyś zareagował, gdyby ktoś przed rozpoczęciem sezonu zapowiedział ci, że zostaniesz medalistą mistrzostw świata?
Maciej Kot: Powiedziałbym mu, że taki jest plan (śmiech). Przed sezonem mieliśmy różne cele, każdy stawiał sobie jakieś inne, a w moich zapisany był właśnie drużynowy medal mistrzostw świata. Cieszę się, że udało się go zrealizować. Było to chyba nawet widać po konkursie, bo wszyscy niezwykle się z tego wyniku cieszyli, a ja podszedłem do niego trochę spokojniej, bo byłem na to przygotowany.
[b]
Jaka atmosfera panowała w waszej drużynie po pierwszych, nieudanych pucharowych konkurach? Byliście pewni, że to wszystko uda się za chwilę naprawić czy też pojawił się niepokój?[/b]
- Przede wszystkim byliśmy lekko zdziwieni. Tłumaczyliśmy sobie jednak całą sytuację tym, że były to dopiero pierwsze zawody i coś nam po prostu podczas nich nie poszło. Później jednak, gdy przeanalizowaliśmy, że te skoki są faktycznie dobre, a wyników nie ma, pojawiła się lekka panika. Ciężko było znaleźć jakieś racjonalne wytłumaczenie tego, co się właściwie dzieje i dopiero po długich rozmowach we wspólnym gronie wyciągnęliśmy odpowiednie wnioski. Dzięki temu nastał spokój, bo skoro dowiedzieliśmy się już, co jest przyczyną niepowodzeń, to byliśmy przekonani, że sobie z tym problemem prędzej czy później poradzimy. Pytaniem było jedynie, ile czasu nam to zajmie.
Wzajemne zaufanie, które pokazaliście w tamtym trudnym momencie, było chyba kluczem do tego znakomitego sezonu.
- Na pewno tak. Pamiętajmy, że był taki moment, w którym część mediów zaczęła nam wpychać w usta słowa o dymisji Łukasza Kruczka. Podobne pytania pojawiały się cały czas, nikt z nas podobnych zdań nigdy jednak nie wypowiedział, a sam trener - aby tchnąć w nas trochę energii do myślenia - zadeklarował podczas wspomnianego spotkania, że jest gotów odejść, jeśli uznamy to za najlepsze rozwiązanie. Jego pomysł został jednak przez nas błyskawicznie storpedowany i dopiero wówczas zaczęła się poważna rozmowa oraz wyciąganie wniosków.
Skąd się wzięły tak znakomite wyniki naszej kadry? Jeszcze rok temu absolutnie nic nie wskazywało na to, że w krótkim czasie wyrośniemy na małą potęgę światowych skoków narciarskich.
- Jest to efekt wielu lat wspólnej pracy z trenerem Łukaszem Kruczkiem. Z sezonu na sezon nasze wyniki były coraz lepsze. Teraz zrobiliśmy kolejny krok do przodu i wszystko wskazuje na to, że w kolejnych latach powinno być tak samo dobrze, a może nawet i jeszcze lepiej. Moim zdaniem zadziałały tu konsekwencja, zaufanie i jedność w zespole. Kiedy przytrafiają się nam gorsze momenty, to potrafimy się wspólnie z trenerami wzajemnie wspierać i idziemy do przodu jako grupa. Dzięki temu jest wśród nas taka fajna wewnętrzna rywalizacja, która ma wpływ na podnoszenie poziomu sportowego.[b]
Po tym sezonie oczekiwania wobec was, jako reprezentacji Polski w skokach narciarskich, poszybują w górę. Nie boisz się tej presji mediów i kibiców, który będą domagali się miejsc na podium, zwycięstw, medali?[/b]
- Mi osobiście to w ogóle nie przeszkadza. Taka delikatna presja w pewnych przypadkach jest nawet pozytywna, jeśli ktoś potrafi są dobrze wykorzystać. Fajnie jest, kiedy ktoś o nas mówi i kiedy ludzie wierzą w to, że jesteśmy w stanie na tym podium stawać. A my oczywiście będziemy robić wszystko, by spełniać marzenia.
Jakie są w takim razie twoje cele na najbliższy sezon?
- To oczywiste. Zbliża się Olimpiada i każdy śni o medalu, najlepiej złotym. Cele trzeba konfrontować z marzeniami. Te pierwsze muszą być oczywiście możliwe do zrealizowania, a nikt nie mówi, że medale nie są realne. I one na pewno pojawią się wśród moich założeń na następny sezon.
Nie miałeś w trakcie sezonu od trenera sygnałów dotyczących tego, że momentami zawieszasz sobie poprzeczkę troszeczkę zbyt wysoko? Pytam, bo po niemal każdym konkursie sprawiałeś wrażenie niezadowolonego, niezależnie od tego, czy udało ci się zająć miejsce piąte, szóste czy dwudzieste.
- Był taki okres w trakcie tego sezonu, podczas którego po udanych skokach ciągle podnosiłem sobie tą poprzeczkę, w efekcie czego w pewnym momencie zabrakło mi trochę spokoju i cierpliwości. Że jeszcze jest czas na te sukcesy, że to miejsce w czołowej dziesiątce jest naprawdę dobrym wynikiem i na razie to trzeba trzymać. Czasami myśl o tym podium i o coraz lepszych wynikach zaczęła zbyt często pojawiać się w mojej głowie, co rodziło frustrację i nadmierną chęć, stąd niejednokrotnie mimo dobrych miejsce nie byłem moimi występami usatysfakcjonowany. Dopiero pod sam koniec sezonu, kiedy sobie to wszystko przemyślałem, pojawiła się radość skakania, której wcześniej troszeczkę brakowało. Za czym przyszły wyniki. Ja jestem zawodnikiem, który uważa, że zawsze może być lepiej. Jeśli ktoś zwycięży, to przecież może wygrać z większą przewagą czy w lepszym stylu. Taka jest moja cecha, ta ambicja. Gdzieś do tego wszystkiego potrzeba jednak jeszcze odrobiny cierpliwości, spokoju i pokory.
Szykujecie jaki techniczne innowacje, którymi na początku przyszłego sezonu zaskoczycie rywali?
- Będziemy na pewno coś w tym kierunku robić. W tym momencie nie mamy jeszcze nic nowego, ale w lecie jest na to bardzo dużo czasu.
Macie już opracowany zarys przygotowań do Igrzysk Olimpijski w Soczi? W sezonie zimowym planujecie startować we wszystkich konkursach z marszu, czy też cały plan zostanie wyprofilowany pod to, co będzie działo się w połowie lutego w Rosji?
- W tym momencie jest to jeszcze temat otwarty. Wszystko zależy od tego, jak ten sezon zimowy będzie wyglądał, jaka będzie nasza forma i jakie priorytety wyznaczą trenerzy. Kluczowy będzie najprawdopodobniej start w Japonii i podejrzewam, że decyzja o tym, kto tam poleci, a kto nie, będzie ważnym ruchem taktycznym w kontekście rywalizacji w Soczi.