Jakub Kot ma 23 lata. Wśród jego największych sukcesów są m.in. brązowy medal na uniwersjadzie (Erzurum 2011), "brąz" zdobyty podczas mistrzostw świata juniorów (Strbske Pleso 2009) oraz "złoto" podczas tegorocznych mistrzostw Polski (wszystkie medale zdobyte drużynowo). Teraz, brat Macieja Kota, jednego z najlepszych obecnie skoczków w Polsce, zmaga się z trudną sytuacją po usunięciu go ze ścisłej kadry narodowej.
- Moja sytuacja jest w tej chwili skomplikowana. Po sezonie zimowym nie znalazłem się w kadrach ścisłych. Jestem tylko w szerokiej kadrze. Cieszę się jednak, że nie usunięto mnie zupełnie, bo dzięki temu mam minimalne finansowanie. Wiadomo jaka jest sytuacja w klubach - nie są one w stanie utrzymywać seniorów. Gdybym podlegał tylko klubowemu szkoleniu, byłoby naprawdę trudno. W tym sporcie wszystko szybko idzie do przodu, choćby w zakresie sprzętu, a przecież trzeba jeszcze opłacić różnorakie wyjazdy itd. Przez to, że nie znalazłem się w ścisłej kadrze nie mam też przydzielonego trenera reprezentacyjnego. Moim szkoleniowcem w klubie jest natomiast Krystian Długopolski - informuje zawodnik AZS Zakopane.
Jakub Kot od razu zaznacza jednak, że trener ma mnóstwo innych zajęć, jak praca zarobkowa czy szkolenie dziewczyn, które w przyszłości mają reprezentować nasz kraj na arenie międzynarodowej. Nie ma więc możliwości choćby wyjazdu ze szkoleniowcem na obóz przygotowawczy.
- Moją dużą bolączką jest więc brak trenera, który mógłby poświęcić dużo czasu na podnoszenie mojej dyspozycji, na określenie planu przygotowań itd. Oczywiście, sam sobie jestem winien, bo gdyby moje wyniki w zimie były lepsze, wszystko wyglądałoby inaczej. Mam teraz mnóstwo rzeczy na głowie. One utrudniają skupienie się na skokach. Dużym plusem jest jednak fakt, że cały czas jestem w Wagraf Team, czyli mam sponsora. To niezbędne, żeby nie być na głowie rodziców, tylko coś zarabiać i prywatnie załatwiać sobie sprawy związane z treningami. Finansowanie współgra z wynikami sportowymi, więc obecnie jest jakie jest, ale zawsze coś. Dziękuję za wsparcie Wagrafowi! - przyznaje zawodnik urodzony w Limanowej.
Skoczek podkreśla, że trenuje od samego początku sezonu. Proces szkoleniowy po części zapamiętał, a po części podpatruje u brata. Są jednak sytuacje, kiedy dzwoni do kilku znajomych trenerów w innych klubach i pyta, czy nie byłoby możliwości oddania skoków z ich podopiecznymi.
- Obecnie startuję tylko w zawodach krajowych. Przede mną mistrzostwa Polski i może Puchar Prezesa. Na Puchar Kontynentalny nie jeżdżę, bo tam występują zawodnicy z kadry. Muszę przyznać, że młodzi skoczkowie, którzy niedawno pojawili się na zawodach radzą sobie naprawdę bardzo dobrze. Jeszcze parę lat temu skakali w Lotos Cup, a teraz mnie prześcignęli. Moje skoki natomiast od paru tygodni wyglądają dużo lepiej. Zobaczymy, jak to będzie. Jeśli jednak chcę pojechać na jakieś zawody zagraniczne, moja forma musi znacznie wzrosnąć - mówi Jakub Kot.
Skoczek przyznaje, że na razie nie myśli o sezonie olimpijskim. Skupia się na poprawie swoich skoków, aby wrócić do poziomu, który znowu pozwoli liczyć na zwrócenie uwagi trenerów kadry.
- Nie ma co ukrywać - moja sytuacja nie jest kolorowa i łatwa. Myśli negatywnych jest więcej, brakuje impulsu, który pozwoliłby oddawać coraz lepsze skoki. Do tego dochodzi fakt, że wiele rzeczy muszę załatwiać sobie sam. Czasami człowiek ma już wszystkiego dość. Zdaję sobie jednak sprawę, że sam zawaliłem sytuację słabszymi występami i teraz muszę się jeszcze bardziej przykładać, aby osiągnąć sukces. Robię co mogę. Dobrze, że mam sponsora, bez niego dokładanie do interesu w moim wieku musi skutkować wykreśleniem z listy skoczków. Takich myśli mam coraz więcej. Ciągle jednak wierzę, że przyjdą lepsze skoki. Póki trenuję i wkładam całe serce w przygotowania, muszę wierzyć. Dopóki siadam na belce startowej, wiara pozostanie! - kończy Jakub Kot.