- Popełniłem błąd przy wyjściu z progu i już wtedy wiedziałem, że z tego skoku nie da się już nic dalej zrobić. By dojść do pełni formy musiałbym oddać 5-10 skoków takich jak ten z kwalifikacji w Wiśle. Bez tego trudno mi będzie wejść na wyższy poziom i stale punktować - przyznaje Maciej Kot, reprezentant Polski w skokach narciarskich.
[ad=rectangle]
Czwartkowych zawodów na skoczni w Wiśle-Malince 24-latek nie mógł zaliczyć do udanych. Po wygranych kwalifikacjach Kot wierzył, że uda mu się zapunktować w Pucharze Świata, ale kończył konkurs bez punktów, na miejscu piątym od końca.
Polski skoczek ostatnio trenował z kadrą B. Czasu poświęconego na treningi z drugą reprezentacją nie wykorzystał najlepiej. - Trenowaliśmy dużo, ale wykonałem może 60 proc. założeń, jakie przed sobą nakreślałem. Niemało treningów wypadło nam przez warunki pogodowe i stąd trudno było zrealizować ten plan - argumentuje Kot.
Zawodnik wie co musi zrobić, by wrócić do pierwszej drużyny i zacząć punktować w zawodach pucharowych. - Muszę złapać automatyzm, który miałem w poprzednim sezonie, dzięki czemu łatwiej było mi zbierać te punkty i zajmować dobre miejsca. Szkoda, że ten skok zepsułem, bo gdybym powtórzył wynik z kwalifikacji w konkursie, a potem jeszcze w drugiej serii, to na pewno zrobiłbym ważny krok do przodu - przekonuje skoczek.
Kot wierzy, że w Zakopanem poprawi fatalny wynik z Wisły. - Żałuję, że tak wyszło, bo ten wynik zaszczytów mi nie przynosi. Straciłem ważne zawody, bo gdybym w Wiśle zapunktował, a potem dobrze jeszcze poskakał w Zakopanem, to byłbym w zupełnie innym miejscu. Tymczasem ten wynik to krok wstecz i powrót do podstaw, które zawiodły - puentuje reprezentant biało-czerwonych.