Kibice biało-czerwonych opuszczający w czwartkowy wieczór skocznię w Wiśle-Malince mieli mieszane uczucia. Z jednej strony przez kwalifikacje przebrnęło dziesięciu Polaków, spośród których aż siedmiu awansowało do drugiej serii konkursu. Z drugiej jednak strony, na półmetku zawodów polscy skoczkowie plasowali się w dolnej "15" i wobec odwołanej drugiej serii nie mieli szans, by swoje lokaty poprawić.
Po dwukrotnym przełożeniu inauguracji drugiej odsłony zawodów jury w porozumieniu z organizatorem i trenerami podjęło decyzję o zakończeniu konkursu, za końcowe uznając rezultaty z pierwszej serii. - Decyzję tę jury konsultowało ze mną, bo musiano zapytać się o moją opinię. Nie można było tutaj się upierać, bo bezpieczeństwo zawodników było najważniejsze - ocenia Andrzej Wąsowicz, Przewodniczący Komitetu Organizacyjnego PŚ w Wiśle-Malince.
[ad=rectangle]
- Warunki pogodowe w pierwszej serii były bezpieczne i odbyła się ona zgodnie z przepisami. Szkoda, że w przerwie się to zepsuło, ale warto zwrócić uwagę, że nie było w tym sezonie Pucharu Świata zawodów, w których warunki nie płatałyby figla. Nas niestety też to nie ominęło - bezradnie rozkłada ręce organizator wiślańskiego konkursu.
Podczas treningów, a następnie kwalifikacji na obiekcie im. Adama Małysza doszło do kilku mrożących krew w żyłach scen. W konsekwencji jednej z nich Norweg Anders Bardal musiał wycofać się z konkursu, gdyż w wyniku upadku złamał nadgarstek. - Skocznia została odebrana przez delegatów technicznych FIS, którzy nie wnosili względem nas żadnych uwag. O problemach, jakie w trakcie skoków mieli zawodnicy warunkowało nie tyle złe przygotowanie obiektu, co wiatr, który kilka razy mocniej zawiał - przekonuje Wąsowicz.
Włodarz wiślańskiej skoczni wierzy, że FIS nie straci zaufania do obiektu w Beskidzie Śląskim. - Na pewno jest po tych zawodach nutka niepewności jak FIS to odbierze. Wierzę jednak, że wezmą oni pod uwagę kwintesencję problemu i zrozumieją, że nie leżał on po stronie organizatora, który zrobił wszystko, by dopiąć organizację na ostatni guzik. To już trzeci konkurs jednoseryjny. Może FIS wyciągnie z tego wniosek, że w Wiśle będziemy skakać tylko jedną serię - śmieje się wiceprezes PZN.
Pierwsze oceny Waltera Hofera były dla Wąsowicza budujące. - Rozmawiałem z Hoferem bezpośrednio po ogłoszeniu decyzji o zakończeniu zawodów po pierwszej serii. Powiedział, że organizacyjnie wszystko było w porządku i nie ma względem nas żadnych uwag. Na pogodę nie mamy wpływu i wszyscy w FIS o tym doskonale wiedzą - uspokaja doświadczony działacz.
Czwartkowy konkurs Pucharu Świata w skokach narciarskich był trzecim w historii na skoczni w Wiśle-Malince. Członek zarządu PZN wierzy, że za rok odbędą się na tym obiekcie kolejne zawody. - Nie pytałem o to Hofera, ale wszystko wskazuje na to, że Wisła zostanie wpisana do kalendarza Pucharu Świata w przyszłym sezonie. Nikt z FIS nas nie poinformował o tym, żeby miało być inaczej - puentuje Wąsowicz.