Jeszcze rok temu niektórzy twierdzili, że brakuje mu genu zwycięzcy, wiary w siebie albo umiejętności rozpychania się łokciami, co najwyraźniej potrzebne i w sporcie. W ubiegłym sezonie udowodnił jednak, że ma wszystko, co konieczne, by być najlepszym. A na pewno wiarę w siebie. - Zawsze w siebie wierzyłem. Jeśli byłoby inaczej, to prawdopodobnie nie zaszedłbym tak daleko. Musiałem sobie to jednak ciężko wypracować i to dla mnie niesamowita sprawa, że udało mi się stanąć na najwyższym stopniu podium. Myślę też, że jeśli już raz zwycięży się w Pucharze Świata, każda kolejna wygrana przychodzi łatwiej, ponieważ wiadomo już, że jest się w stanie zwyciężać - tłumaczy Michael Hayboeck i z rozrzewnieniem wspomina swój pierwszy pucharowy triumf, jaki miał miejsce w minionym sezonie w Bischofshofen.
- To najpiękniejsze uczucie, kiedy pierwsze zwycięstwo można świętować właśnie na ojczystej ziemi. Lepiej nie mogłem sobie tego wyobrazić. I jestem też pewien, że te kilka lokat w pierwszej "10" były ważne w kontekście tej wygranej - relacjonuje dla WP SportoweFakty Austriak, dodając: - Jeśli chodzi o miniony sezon w głowie najbardziej zostały mi wydarzenia, jakie miały miejsce podczas Turnieju Czterech Skoczni oczywiście, a szczególnie to zwycięstwo w Bischofshofen. Oprócz tego doskonale pamiętam i wciąż bardzo chętnie wspominam konkursy lotów w Planicy, gdzie kilkukrotnie biłem swój rekord życiowy.
Zapytany o nadchodzącą zimę i przygotowania do niej, Austriak przyznał z rozbrajającą szczerością. - Ostatni sezon był pełen sukcesów, dlatego możliwość zrobienia jeszcze większego kroku do przodu jest mniejsza niż kroku w tył (śmiech) - śmieje się Hayboeck. - Teraz jestem bardzo zadowolony z tego, jak przebiegły przygotowania. Na pewnym etapie trwania Letniej Grand Prix miałem jednak taki moment, że zupełnie nie byłem usatysfakcjonowany ani przygotowaniami, ani ich efektami. Nie byłem w stanie pokazać w zawodach tego, co udawało się podczas treningów, nie odpowiadał mi też trochę sprzęt. Jestem jednak skoczkiem, który zachowuje pewne rezerwy i nie odkrywa wszystkich kart latem.
Skoczek jest bardzo zadowolony i dumny z dotychczasowych osiągnięć, ale ma ochotę na znacznie więcej. - Zwycięstwo w Pucharze Świata w Bischofshofen w ostatnim sezonie było jednym z moich największych celów, jakie mogłem i chciałem osiągnąć. W domu wiszą już też medale mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich. Jeżeli kilka lat temu ktoś powiedziałby mi, że tak będzie, to bym nie uwierzył. Zaszedłem już daleko, ale jest jeszcze wiele do wywalczenia. W nadchodzącym sezonie moim ogromnym celem są na pewno mistrzostwa świata w lotach. Jeżeli tam udałoby mi się coś osiągnąć, na pewno poszedłbym dzięki temu jeszcze bardziej do przodu - wyjawił, w rozmowie z austriackim portalem laola1.at, Hayboeck.