Anders Fannemel był jednym z faworytów konkursu lotów w Vikersund, który odbywał się w niedzielne popołudnie, 15 lutego 2015 roku. Dzień wcześniej zajął na największej skoczni narciarskiej świata drugie miejsce, tylko za fenomenalnym Peterem Prevcem. Po tym występie gospodarze zawodów właśnie w filigranowym zawodniku z Hornindal widzieli swoją największą szansę na zwycięstwo.
23-letni wówczas skoczek w pierwszej serii konkursu pojawił się na rozbiegu jako jeden z ostatnich. Na znak trenera Aleksandra Stoeckla odbił się od belki startowej, przyjął pozycję najazdową i spokojnie dojechał do progu. Płynnie wyszedł w powietrze i rozpoczął szybkowanie - najpierw, jak to w Vikersund, nisko nad zeskokiem, by po kilku sekundach nabrać wysokości. Minął pierwszą czerwoną linię, oznaczającą punkt konstrukcyjny (200 metrów). Minął kolejną, tak zwany "rozmiar" skoczni, na 225. metrze, ale wciąż był wysoko w powietrzu. Wreszcie widząc, że zeskok zaczyna się kończyć, złożył się do lądowania. Z uwagi na odległość o telemarku nie mogło być mowy. Musiał po prostu ustać. Ustał, choć widać było, że kosztowało go to wiele wysiłku. Zgromadzeni pod skocznią kibice ryknęli z zachwytu po raz pierwszy. Po raz drugi - gdy zmierzono odległość. 251,5 metra - nowy rekord świata, pierwszy w historii ustany lot poza 250. metr!
Niepobity, jeszcze, rezultat Fannemela, jest lepszy o 242 metry od pierwszego w dziejach zmierzonego rekordu długości lotu na nartach. Dziś 9,5 metra bez problemu osiągają siedmiolatkowie, ale w 1808 roku norwescy i duńscy żołnierze z podziwem patrzyli na swojego generała Olafa Rye, który postanowił skoczyć z dachu kościoła w Eidsberg.
Barierę 50 metrów została złamana dopiero 105 lat później, za sprawą Amerykanina norweskiego pochodzenia Ragnara Omtvedta. Ponad 100 metrów (101,5) jako pierwszy skoczył Austriak Josef Bradl, który dokonał tego w 1936 roku na dobrze znanej wszystkim fanom skoków narciarskich Velikance. 150 metrów padło po kolejnych 31 latach w Vikersund, a autorem 154-metrowego skoku był także reprezentant Austrii, Reinhold Bachler.
Na przekroczenie magicznej granicy 200 metrów czekaliśmy do roku 1994. Dokonał tego w Planicy Toni Nieminen, cudowne dziecko fińskich skoków narciarskich, który jako nastolatek skakał genialnie, ale potem zupełnie się pogubił.
Przez kolejne lata rekordy były zarezerwowane dla słoweńskiej Letalnicy, a najdłużej przetrwał ostatni z nich - 239 metrów Bjoerna Einara Romoerena z 2005 roku. Rezultat Norwega pobito dopiero wtedy, gdy jego rodacy rzucili wyzwanie Słoweńcom i przebudowali obiekt w Vikersund, zwiększając jego rozmiar do 225 metrów. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Już pierwsze konkursy na nowej skoczni zaowocowały dwoma rekordowymi odległościami - 243 i 246,5 metra.
Dalekie loty na Vikersundbakken rozbudziły w środowisku apetyty rekordy. Zaczęły się rozważania na temat możliwości wybudowania obiektu, na którym dałoby się latać nawet 300 metrów! - Jestem przekonany, że wcześniej czy później takie skoki będą możliwe, choć będzie to bardzo niebezpieczne - mówił po premierowych zawodach na nowej Vikersund Adam Małysz, najlepszy polski skoczek w historii.
W 2011 roku pojawiły się informacje, że na zlecenie firmy Red Bull 300-metrowy gigant powstanie w pobliżu najwyższego szczytu Austrii, Grossglocknera, w Parku Narodowym Wysokich Taurów. Z czasem sprawa jednak przycichła. 300 metrów pozostaje w sferze marzeń, szczytem ludzkich możliwości są loty w okolice 250. metra. Tyle że pięć lat temu było to realne tylko w Vikersund, teraz podobne możliwości dają też "mamuty" w Planicy i Bad Mitterndorf.
Letalnica robi co może, by odzyskać miano królowej lotów. Latem 2013 roku Słoweńcy rozpoczęli modernizację. Aby ją ukończyć musieli przenieść finałowe zawody sezonu 2013/2014 z obiektu K-185 na K-130, co odebrało im niepowtarzalną atmosferę. Efektem przebudowy miała być możliwość lądowania nawet w okolicach 260. metra, jednak do tego stopnia skoczni powiększyć się nie udało. Peter Prevc, najlepszy z aktualnie startujących lotników, osiągnął tam 248,5 metra.
"Mamut" w Bad Mitterndorf do 2015 roku był ubogim krewnym słoweńskiego i norweskiego giganta. W końcu jednak i Austriacy doszli do wniosku, że większe jest lepsze i powiększyli swój obiekt. Marzyli o lotach 300-metrowych, skończyło się na się na niespełna 250-metrowych. Rekord obiektu ustanowił Prevc - 244 metry.
Zobacz wideo: Dawid Kubacki: Za dużo energii, za mało techniki
{"id":"","title":""}
Źródło: TVP S.A.
[nextpage]Mimo wysiłków konkurencji największą skocznią świata pozostaje Vikersundbakken, a 251,5 metra Andersa Fannemela może okazać się rezultatem trudnym do pobicia. Szefowie zawodów Pucharu Świata dbają bowiem o to, by zawodnicy nie przypłacili dalekich lotów zdrowiem i przed próbami najlepszych ustalają bezpieczną długość rozbiegu. Przełamanie bariery 300 metrów to zapewne kwestia co najmniej kilkunastu lat. Trudno się jednak nie zgodzić z Adamem Małyszem który twierdzi, że wcześniej czy później ktoś tę granicę pokona. Austriacki profesor Wolfram Mueller z uniwersytetu w Grazu już w 1997 roku napisał, że z punktu widzenia fizyki i aerodynamiki możliwe są nawet skoki 400-metrowe.
O tym, że z biegiem czasu skocznie będą coraz większe, nikogo nie trzeba przekonywać. Rywalizacja o palmę pierwszeństwa będzie niezwykle ciekawa, pytanie brzmi, czy do trójki Vikkersund, Planica, Kulm dołączy ktoś nowy. Jednym z nielicznych ważnych dla skoków narciarskich krajów, w których "mamuta" nie ma, jest Polska. Czy jest szansa, by w najbliższych latach powstała w naszym kraju skocznia-gigant?
- Miejsce na budowę na pewno by się znalazło. Skocznia musiałaby być zlokalizowana blisko jakiegoś ośrodka narciarskiego, gdzie łatwo byłoby dotrzeć. Kiedyś w gazecie "Trybuna Robotnicza" redaktor Jan Wykrota zamieścił koncepcję budowy "mamuta" w Wiśle, w kierunku na Kubalonkę, prawie w naturalnym terenie. To jest możliwe - mówi w rozmowie z WP Sportowefakty wiceprezes Polskiego Związku Narciarskiego Andrzej Wąsowicz.
- Wisła to dobre miejsce - dodaje Wąsowicz. - Cały zeskok byłby prawie naturalny, a kompleks duży i funkcjonalny. Decyzja o budowie musiałaby jednak zapaść na szczeblu najwyższych władz państwowych, jako że chodzi o inwestycję rzędu 60 milionów euro. W marcu na zawodach w Wiśle będziemy zapewne gościć pana prezydenta Andrzeja Dudę i na pewno poruszę przy nim ten temat.
Wiceprezes PZN jest jednak sceptyczny jeśli chodzi o realną możliwość wybudowania w Polsce takiego obiektu. - Przeżyłem już trochę na tym świecie i znam realia. Jeśli my nie potrafimy podjąć decyzji o modernizacji Wielkiej Krokwi, jeśli nie możemy wymienić torów na lodowe na obiekcie w Wiśle-Malince, to na budowę mamuciej skoczni nie widzę szans - komentuje Andrzej Wąsowicz.
: