Słynny norweski obiekt od samego początku sprzyjał Małyszowi. Już w 1995 roku prezentował się tam nieźle w wieku zaledwie 17 lat. Konkursem rządził wtedy wiatr, pierwszą serię przerwano po groźnym wypadku Franciego Petka i wznowiono po kilku godzinach. Jednak to wszystko nie przeszkodziło Polakowi w zajęciu dwudziestej pozycji.
Rok później przyjechał w Holemnkollen w innej roli - już nie debiutanta, a młodej gwiazdki, która kilka dni wcześniej stawała na podium w Falun i Lahti. Małysz i Primoz Peterka - te dwa nazwiska nowych pierwszoplanowych postaci elektryzowały kibiców i przyciągały ich na wszystkie skocznie. Dwóch nastolatków miało walczyć w Oslo ze starą gwardią, w tym z Jensem Weissflogem, który właśnie wtedy kończył swoją piękną karierę.
Rozpoczęło się od wieczornego konkursu drużynowego, w którym Małysz oddał skok kapitalny, a jednocześnie praktycznie zapomniany, dziś rzadko wymieniany wśród tych najlepszych w jego karierze. Polak uzyskał wtedy w drugiej serii aż 124,5 metra, co było niezwykłym wynikiem jak na ówczesną Holmenkollbakken, ale nie był już w stanie ustać takiej odległości i podparł skok.
Dwa dni później, 17 marca 1996 roku, skoczkowie rywalizowali już indywidualnie. Po pierwszej serii prowadził Masahiko Harada, a Małysz zajmował piątą pozycję po skoku na odległość 106,5 metra. Walka o kolejne prestiżowe skandynawskie podium była więc realna, ale Polak nie miał zamiaru grać tylko o część puli. Świetna druga próba - 121,5 metra - dała mu prowadzenie. Swoje skoki oddawali najgroźniejsi rywale, ale nikt nie był w stanie poprawić rezultatu 18-letniego Małysza. Co więcej, żaden z nich nawet nie zbliżał się do odległości reprezentanta Polski.
Wreszcie na belce startowej zasiadł Harada. Nieobliczalny Japończyk znów przegrał ze swoimi nerwami - skoczył tylko 106 metrów i spadł na trzecią pozycję. W ten właśnie sposób pierwsza pucharowa wygrana Adama Małysza stała się faktem. Polak triumfował w miejscu najbardziej prestiżowym, w prawdziwej świątyni skoków narciarskich, na oczach króla Norwegii. Lepszego miejsca na zwycięstwo wymarzyć sobie nie mógł.
Czas pokazał, że choć dwadzieścia lat temu więcej osób wskazywało na Primoża Peterkę jako na przyszłą gwiazdę numer jeden, to jednak Polak zdecydowanie przelicytował osiągnięcia Słoweńca, nawet mimo faktu, że ten również zdobył dwa razy Puchar Świata. Oslo jeszcze wielokrotnie okazywało się szczęśliwe dla Małysza - łącznie wygrał tam cztery razy, co do dziś jest niepobitym rekordem. A wszystko zaczęło się dokładnie dwadzieścia lat temu...
Zobacz wideo: #dziejesiewsporcie: kapitalny nokaut w MMA
Dzisiejsi skoczkowie powinni albo skakać na poziomie, albo.. nie skakać.