Piotr Żyła, Kamil Stoch, Dawid Kubacki i Maciej Kot odnieśli w sobotę historyczny dla polskich skoków narciarskich sukces. "Drużynówki" naszym skoczkom nigdy dotąd nie udało się wygrać, teraz Polacy zrobili to w kapitalnym stylu. Drugich w konkursie Niemców wyprzedzili o ponad 40 punktów.
Norwegowie, którzy w poprzednich sezonach zwykle wyraźnie z Polakami wygrywali, tym razem nie byli w stanie nawiązać walki z naszą ekipą i zakończyli zawody na czwartej pozycji. Robert Johansson, Andreas Stjernen, Johann Andre Forfang i Daniel Andre Tande stracili do zwycięzców aż 104,5 punktu.
- Nie jesteśmy zadowoleni. Różnica pomiędzy nami, a najlepszymi, jest zbyt duża - powiedział po konkursie Stoeckl w rozmowie z agencją prasową NTB.
Austriacki trener Norwegów był zadowolony z postawy tylko jednego ze swoich zawodników - Tande skoczył 137 i 134,5 metra i dwukrotnie był drugi w swojej grupie - tylko za Maciejem Kotem.
ZOBACZ WIDEO Małysz, Stoch, Kowalczyk i... Jan Paweł II. Niezwykła ekspozycja Wojciecha Fortuny
- Polacy mieli czterech skoczków, którzy zaprezentowali bardzo wysoki poziom, my tylko jednego - ocenił Stoeckl.
Norwegowie pytali trenera swojej ekipy także o to, co zrobił nowy szkoleniowiec Polaków Stefan Horngacher, że ci skaczą tak dobrze.
- Wydaje mi się, że pracował z nimi nieco inaczej jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne. Tak przynajmniej mówił. Jest też bardzo dobry jeśli chodzi o dobór sprzętu. Polacy często mieli też problemy z przejściem z sezonu letniego w zimowy. Teraz ich nie mają - ocenił Stoeckl.