Poniedziałkowe deja vu. Dla niego kobiety zostawiały naczynia w zlewie i biegły przed telewizor
"Rozwalił system" w drugim skoku
Srebrny medal wywalczony w Lahti (19 lutego 2001) na dużej skoczni został przyjęty w Polsce niby z radością, ale... No właśnie, kibice oczekiwali złota. Niektórzy byli rozczarowani. "Przecież Małysz wygrywa wszystko" - mówili.
Dokładnie. W drugim skoku Małysz po raz kolejny - jakby to dzisiaj powiedziała młodzież - "rozwalił system". 98 metrów. Nokaut. Sfrustrowany Schmitt odpowiedział skokiem o osiem metrów krótszym. W kraju zapanowała euforia. Polski skoczek po raz pierwszy w historii zdobył tytuł mistrza świata. Formalnie zrobił to wcześniej Wojciech Fortuna, bowiem do 1980 roku każdy medalista igrzysk olimpijskich stawał się również medalistą MŚ. Jednak to Małysz jako pierwszy wywalczył tytuł podczas odrębnych mistrzostw.
Zobacz.
- Kiedy stałem na dole i czekałem na wynik mojego drugiego skoku, poczułem, że właśnie zostałem mistrzem świata. Mimo że Schmitt mógł przecież teoretycznie się obronić. I właśnie wtedy przed oczami stanął mi mój pierwszy oficjalny skok. Miałem może z sześć lat, wyskoczyłem do góry, za duże buty mi wypadły, narty poleciały do przodu, a ja na tyłek. Śmiechu było co nie miara - przyznał Małysz.
Złoto w Lahti okazało się wstępem Małysza "na salony". Kolejne triumfy w PŚ, medale olimpijskie, niesłabnąca Małyszomania, kolejne kontrakty reklamowe, w końcu Rajd Paryż-Dakar, teraz posada dyrektora w Polskim Związku Narciarskim. Niepozorny zawodnik z Wisły stał się legendą, ikoną, człowiekiem, którego znają wszyscy.
Jak pisała "Gazeta Wyborcza" w 2003 roku, uczniowie jednej z katowickich podstawówek przeprowadzili uliczną sondę wśród przypadkowo spotkanych mieszkańców miasta. Pytali o Wojciecha Korfantego, Jerzego Ziętka, czyli ludzi niezwykle mocno związanych z Górnym Śląskiem. Mało kto znał te nazwiska. Małysz? Nie było człowieka, który jednym tchem nie wypowiedziałby przynajmniej kilku jego sukcesów.
***
- Trenerze, co teraz będzie? - Małysz siedział na krzesełku w przenośnym kontenerze, jaki wielokrotnie widzieliśmy na placach budów. Kilka minut wcześniej uczestniczył w uroczystej dekoracji. Odebrał złoty medal mistrzostw świata.
- To znaczy? - Tajner był trochę zaskoczony.
- Jak ja sobie z tym wszystkim poradzę? Przecież w Polsce zna mnie już każdy, wszyscy oczekują ode mnie Bóg wie czego. A ja prosty chłopak jestem. Boję się sytuacji, gdy stracę formę. Zjedzą mnie!
- Adaś, przed Tobą ładnych kilka sezonów takich zwycięstw. Puchar Świata, igrzyska olimpijskie, wszędzie będziesz na podium - odezwał się Blecharz. - Mówię to z pełnym przekonaniem.
Małysz i Tajner nieruchomo patrzyli w jeden punkt. Ich twarze z sekundy na sekundę były coraz bardziej radosne. Widać było, że przepowiednia psychologa bardzo im się spodobała.
***
Marek Bobakowski
Obserwuj @MarekBobakowski
Chcesz przeczytać wcześniejsze odcinki Poniedziałkowego deja vu - kliknij TUTAJ >>
Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)