PŚ w skokach: zaskakująca statystyka. Stoch doświadczył tego w Sapporo

Newspix / Piotr Matusewicz / Na zdjęciu: Kamil Stoch
Newspix / Piotr Matusewicz / Na zdjęciu: Kamil Stoch

W 2015 roku na Okurayamie w Sapporo Kamil Stoch poleciał na rekordową odległość 140. metrów, a mimo to nie wygrał zawodów. W bieżącym sezonie podobną sytuację, i to dwukrotnie, przeżył Andreas Wellinger. Skąd ten paradoks?

Skoki narciarskie to sport, który z roku na rok rozwija się, przede wszystkim pod względem sprzętowym i nowoczesnych obiektów. Reprezentacje prześcigają się w nowinkach technicznych, a kolejne skocznie są modernizowane. Wszystko to w pogoni za kolejnymi rekordami obiektów, które notabene nie zawsze dają zwycięstwa.

Powiększenie rozmiaru skoczni ma swoje zalety i wady. Z jednej strony kibice obserwują coraz dłuższe skoki. Z drugiej dłuższe próby trudniej wylądować skoczkom. To właśnie niższe noty za styl m. in. powodują, że skoczkowie osiągający rekordy skoczni nie zawsze wygrywają zawody.

Tak był podczas niedzielnego konkursu na mamucim obiekcie w Oberstdorfie. Będący w świetnej formie w ostatnich tygodniach Andreas Wellinger uzyskał aż 238 metrów, ustanawiając nowy rekord Heini-Klopfer-Skiflugschanki (HS225). W całych zawodach Niemiec musiał jednak uznać wyższość Austriaka Stefana Krafta, który w przeciwieństwie do rekordzisty skoczni wylądował swój skok telemarkiem, a do tego skakał z niższego rozbiegu.

Możliwość zmiany belki startowej oraz punkty dodatnie bądź ujemne za wiatr są drugim i ważniejszym powodem, dla których skoczkowie pobijający rekordy skoczni nie zawsze wygrywają. W sobotnich zawodach w Oberstdorfie Wellinger także pobił rekord obiektu (235,5 metra) i mimo że perfekcyjnie wylądował, znów musiał zadowolić się 2. miejscem. Zaraz po jego skoku jury obniżyło belkę startową. Triumfator Kraft skakał z 23. platformy, a Wellinger z 27. Tym samym Austriak już na starcie miał aż o 16,2 punktu więcej niż Niemiec (to efekt bonifikaty punktowej za obniżenie rozbiegu). To właśnie zmiana belki w pierwszej serii zadecydowała, że mimo krótszych skoków podopieczny Heinza Kuttina objął prowadzenie po pierwszej serii i utrzymała je po finałowym skoku.

ZOBACZ WIDEO Piotr Żyła: Kamil Stoch z konkursu na konkurs pokazuje, że jest najlepszy

W 2015 roku w Sapporo podobna sytuacja miała miejsce w przypadku Kamila Stocha. Podwójny mistrz olimpijski z Soczi w pierwszej serii wyrównał rekord skoczni, popisując się fantastycznym skokiem na odległość 140. metrów. Po próbie Polaka obniżono jednak rozbieg. Ta roszada i dużo odjętych punktów za wiatr przyczyniło się do tego, że w ostatecznej klasyfikacji zawodów mistrz świata z Val di Fiemme musiał uznać wyższość Czecha Romana Koudelki.

Zmiany belki startowej, rekompensaty punktowe za wiatr i coraz większe rozmiary skoczni powodują, że z rekordowymi skokami coraz trudniej wygrać zawody. Nie jest to jednak niemożliwe. Udowodnił to w Sapporo w 2016 roku Anders Fannemel. W pierwszej serii Norweg uzyskał aż 143,5 metra (nowy, oficjalny rekord obiektu). Oczywiście po jego skoku obniżono rozbieg, ale tym razem przewaga odległości nad rywalami była na tyle duża, że podopieczny Alexandra Stoeckla wygrał zawody.

Kolejne zmagania na Okurayamie w Sapporo już od piątku 10 lutego, gdy odbędą się treningi i kwalifikacje. Relacja na żywo z eliminacji i pierwszych zawodów oraz szczegółowe podsumowanie sobotniego i niedzielnego konkursu na WP SportoweFakty.

Źródło artykułu: