Korespondencja z Lahti: moc jest z Polakami. Osłabła w Domenie Prevcu

PAP / DPA
PAP / DPA

Pewni siebie, spokojni, dowcipni - tak zachowywali się polscy skoczkowie po pierwszym dniu treningów w Lahti. Wszystko wskazuje na to, że moc jest w nich silna. A potężny to sprzymierzeniec.

W środę fińska aura nie pozwoliła zawodnikom na sprawdzenie Salpausselki. W czwartek była już łaskawsza, choć zapewniła uczestnikom mistrzostw świata pełen zestaw atrakcji.

Najefektowniej, ale i najniebezpieczniej, było na początku treningów. Śnieg sypał tak mocno, że gdy skaczący w apogeum tych opadów Kamil Stoch wylądował, całkowicie wytracił prędkość już w połowie zeskoku i musiał odbyć nieplanowaną wspinaczkę w górę stadionu. Dyrektor Adam Małysz przez chwilę był zaniepokojony oczekiwaniem na Kamila, później jednak opowiadał o tej sytuacji z rozbawieniem.

Potem padać przestało i po treningu w lekkiej zamieci był trening pod znakiem delikatnego wiatru z przodu, a następnie powiewało z tyłu skoczni. Można zatem było się sprawdzić w każdych warunkach, co nasi reprezentanci sobie chwalili. Oni akurat radzili sobie dobrze lub bardzo dobrze bez względu na to, co padało i skąd wiało.

Obiekt im pasuje, forma jest wysoka, warunki w jakich zamieszkali przyjemne. Nic więc dziwnego, że Stoch, Maciej Kot, Dawid Kubacki czy Jan Ziobro byli w znakomitych nastrojach. O ich dobre humory zadbał zresztą wcześniej sam dyrektor Adam Małysz.

ZOBACZ WIDEO Ferdinando De Giorgi: Najważniejsze będą mistrzostwa Europy

- Jako że to tłusty czwartek, przywiózł nam po pączku, więc mieliśmy energię na treningi. Nie wiem tylko czemu pączki, a nie banana i bułkę, ale takiego święta chyba jeszcze nie mamy - błysnął dowcipem Kubacki.

Stoch stwierdził, że tym razem zaszaleje i przy święcie zje "aż" półtora pączka, z kolei Ziobro opowiadał o podziale ról w sześcioosobowym domku, w którym mieszkają nasi reprezentanci. - Piotrek puszcza muzykę i rozkłada żetony do pokera. Ja palę w piecu, żeby dzieciom nie było zimno. Stefan chodzi po drzewo.
Kamil nami dyryguje, ale w sumie się obija i nic nie robi, więc musimy mu znaleźć jakąś "fuchę". Może sprzątanie. A Maciek Kot? Też dyryguje, bo lubi to robić.

Są wyluzowani, bo są mocni i trener Stefan Horngacher na pewno z żalem podjął decyzję o nie wystawianiu Ziobry w piątkowych kwalifikacjach - w nich może wystartować tylko czterech Polaków.

Wygląda to dobrze, ale konkurencja nie śpi. Groźni będą na pewni Austriacy - Fettner, Hayboeck i Kraft. Niemcy Wellinger, Eisenbichler i Leyhe jak na razie solidni i niezawodni. U Norwegów błyszczy Johann Andre Forfang, ze Słoweńców najlepiej skacze Peter Prevc.

Na drugim biegunie jest za to jego młodszy brat Domen. 17-latek, który na początku tego sezonu w zawodach Pucharu Świata dokładał wszystkim po kilka metrów, męczy się niemiłosiernie. Na treningach był kolejno 56., 64. i 57. Jego przejście przez strefę mieszaną po ostatniej próbie to dla mnie obrazek dnia. Szedł jak burza gradowa, jego mowa ciała i mimika wyrażały wściekłość i bezradność. Sprawiał wrażenie, jakby zaraz miał się z tej bezradności rozpłakać. Bo przecież nie przyjechał na mistrzostwa, żeby bić się o przejście kwalifikacji.

W sobotnim konkursie na młodziutkiego Słoweńca stawiać nie warto. Co innego na Polaków. Rodak Prevca Primoż Peterka powiedział mi, że jego zdaniem głównymi aktorami w pierwszym akcie walki o medale będą Stoch, Kot, Kraft, Wellinger i Prevc, tyle że ten najstarszy.

Mam dziwne wrażenie, że z tego grona najlepszy okaże się ten o najkrótszym nazwisku. Zakopiańczyk zdążył się już spotkać w Lahti z Hannu Lepistoe, człowiekiem, który dziesięć lat temu odważnie na niego postawił. I Lepistoe podbudował go słowami, że jeśli Maciek będzie skakał swoje, to pogoda nie będzie mieć znaczenia. Może wiać z przodu, z tyłu, może być i burza śnieżna.

Korespondencja z Lahti - Grzegorz Wojnarowski

Źródło artykułu: