W sobotę występ Biało-Czerwonych w Wiśle zakrawał o kompromitację (więcej -> TUTAJ). W niedzielę Polacy niespodziewanie zaprezentowali się zgoła inaczej i zanotowali najlepszy występ w tym sezonie. Kacper Tomasiak zajął 5. lokatę, zaś Piotr Żyła został sklasyfikowany na 7. pozycji.
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty: Zobaczyliśmy dwie różne odsłony kadry Macieja Maciusiaka. Jak interpretuje pan wyniki rywalizacji w Wiśle?
Apoloniusz Tajner, były prezes Polskiego Związku Narciarskiego: Niedzielne wyniki bardziej odzwierciedliły nasz potencjał i przygotowanie do sezonu. To, co wydarzyło się w sobotę, było dla mnie dosyć zaskakujące i niezrozumiałe. Wypadliśmy bardzo słabo, jako grupa. Drugi konkurs udowodnił, że nasi reprezentanci utrzymują solidny poziom.
Wprawdzie odczuwam pewien niedosyt, bo właściwie wszyscy popełniają jakieś błędy. Żaden z naszych reprezentantów nie zaprezentował się perfekcyjnie, a ja na dziś bardziej przyglądam się technice, niż rezultatom. One są drugorzędne. Najlepsi w stawce Pucharu Świata są Domen Prevc i Ryoyu Kobayashi. Pozostali starają się ich dogonić.
ZOBACZ WIDEO: Tomasiak radzi sobie z presją? Kot nie ma wątpliwości
Weekend rozliczamy na plus, czy raczej na minus?
W sobotę rozczarowaliśmy, analizując rezultat, w niedzielę zaprezentowaliśmy na miarę potencjału. Myślę, że za wcześnie, by przywiązywać wielką wagę do zajmowanych lokat. Sezon dopiero się zaczął, a czołówka będzie się klarować. W grudniu mamy jeszcze kilka konkursów, a pod koniec miesiąca rozpocznie się Turniej Czterech Skoczni, który będzie pierwszym istotnym sprawdzianem w sezonie olimpijskim.
Czeka nas jeszcze wiele zmian i przetasowań w czołówce. Teraz ważne, by proces przygotowawczy do najważniejszej imprezy przebiegał zgodnie z planem. Pod tym względem widzę wiele powodów do optymizmu.
Jak ocenia pan dyspozycję poszczególnych polskich skoczków?
Cieszy mnie, że szeroka grupa zawodników, widzę ich siedmiu, prezentuje poziom czołowej trzydziestki Pucharu Świata. Nie udało się tego potwierdzić w każdym konkursie, ale oceniamy ich potencjał. Najlepsza forma dopiero ma nadejść, ona nie przychodzi błyskawicznie. Długofalowo będziemy świadkami wielu zwrotów akcji, śledzę sezony olimpijskie i to się powtarza.
Przechodząc do dyspozycji Polaków - jestem za Kamilem Stochem. Uważam, że znajduje się teraz w odpowiednim miejscu. Jeśli poprawi drobne mankamenty, które widzi on i trenerzy, to zaowocuje to błyskawiczną poprawą zajmowanych lokat. Czołówka już teraz się rozmyła. Wielu zawodników, którzy błysnęli na początku, miało większe lub mniejsze problemy ostatnio.
Na wyższy poziom wskoczył Piotr Żyła. Kacper Tomasiak jest teraz numerem jeden naszej kadry i po raz kolejny udowodnił, że poczynił ogromne postępy, względem poprzedniego sezonu. Wygląda bardzo swobodnie na progu, ale musi jeszcze poprawić inne elementy. Żyła na pewno mnie zaskoczył. Spodziewałem się, że może lepiej skakać, niż miało to miejsce w sobotę, ale w niedzielę przerósł moje oczekiwania.
A pozostali?
Maciej Kot ma powody do zadowolenia. Zapunktował i pewnie będzie mu lżej. Do Zimowych Igrzysk Olimpijskich we Włoszech jeszcze daleka droga. W ich kontekście nie przywiązywałbym wielkiej wagi do tego, co się dzieje teraz. Spójrzmy na Andreasa Wellingera. Idzie tym samym systemem, co w poprzednich ważnych sezonach. Wlecze się z tyłu, a być może później będzie walczył o podium. Wielokrotnie tak się zdarzało w przeszłości.
W skokach narciarskich dostrzegam pewną drabinkę postępów. Najpierw jesteś na poziomie awansu do drugiej serii. Potem z miejsc w czołowej trzydziestce zawodnicy przesuwają się do najlepszej dwudziestki. Z niej atakują lokaty w top 10. Następnym szczeblem jest czołowa szóstka, potem podium, a na końcu pierwsze miejsce. Forma rośnie etapami. Jest za to kilka niewiadomych.
Na przykład?
Czy Kacper Tomasiak wytrzyma obciążenia? Maciusiak na pewno będzie widział, co zrobić, jeśli pojawi się zmęczenie i już teraz bacznie mu się przygląda. Trzeba obserwować.
Po sobotnim konkursie w Wiśle zaniepokoiły pana wyniki, w kontekście dalszej części sezonu?
W żadnym wypadku. Wiedziałem, że po prostu zaprezentowaliśmy się poniżej potencjału. Byłem zdziwiony i zdezorientowany, ale nie zaniepokojony. W równych warunkach wyglądaliśmy już dużo lepiej. W kilku pierwszych konkursach zaprezentowaliśmy pewną solidność i stabilny filar przygotowania do rywalizacji. Dawid ma słabszy moment, ale to może być po prostu taki okres. Zaraz jego forma jest w stanie wystrzelić do góry.
Co dolega Dawidowi Kubackiemu?
Popełnia pewien błąd. Mówiąc żargonem dyscypliny - wycofuje się, a potem przerzuca ciało. W każdej chwili jest w stanie się z tym uporać. Jak znajdzie receptę, zobaczymy diametralnie różniącego się zawodnika. To pewien drobiazg, ale kosztuje go kilka metrów. Trenerzy widzą, co się dzieje. Najwyższy poziom nie wybacza nawet minimalnych niedociągnięć.
Spóźnisz się na progu o jedną setną? Już wypadasz z czołowej dziesiątki. Dwie setne? Obejdziesz się smakiem najlepszej dwudziestki. Mówimy o takich różnicach. To nawet trudno dostrzec gołym okiem. Trenerzy podchodzą do takich elementów często intuicyjnie. Liczą się automatyzmy i wyczucie u skoczka. Wtedy nie myślisz o tym, co robisz i latasz daleko. Bez większych analiz. Lekkość jest w tym wszystkim najważniejsza.
Dlatego często przywołuje przykład Wellingera, któremu brakowało tego wyczucia na początku, a nabierał go w trakcie. Wówczas zaczynał fatalnie, kończył niesamowicie. Z kolei pozostali mieli wyczucie na początku, a gubili je w trakcie sezonu. Domen Prevc też doskonale zna to zjawisko, choć teraz jest starszy, bardziej doświadczony i może będzie inaczej. Właśnie dlatego, tak istotne jest, by przyglądać się technice, a nie rezultatom.
Więc wierzy pan, że ten sezon może być piękny dla polskich skoczków?
Jesteśmy nadal w grze. Sukces uważam za jak najbardziej możliwy. Sytuacja jest prosta. Najlepsi dyktują warunki. Potem dla nich jest obniżany rozbieg, by nie przeskoczyli skoczni, bo w danej chwili są perfekcyjni i wyznaczają topowy poziom. Z kolei reszcie, która boryka się z pewnymi mankamentami, jest wtedy trudniej.
Bo przy obniżonym rozbiegu wychodzą nawet najdrobniejsze błędy i stają się uwypuklone. Tak rodzą się różnice pomiędzy skoczkami. Ja wierzę, że poprawimy pewne niedociągnięcia i na dobre zaczniemy się liczyć w walce o najważniejsze lokaty. Co ważne, w kluczowych chwilach tego sezonu.
Rozmawiał Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty