Jernej Damjan przeżył chwile grozy. "Wiedziałem, że muszę się ratować"

PAP/EPA / Fredrik Von Erichsen
PAP/EPA / Fredrik Von Erichsen

Jernej Damjan przeżył chwile grozy w czasie wtorkowych zawodów w Lillehammer. Reprezentant Słowenii musiał się ratować przed upadkiem. - To nie wiatr był problemem - przyznał niespodziewanie.

Na skoczni w Lillehammer swoje skoki oddało zaledwie 26 zawodników. Zbyt silny wiatr sprawił, że jednym słusznym wyjściem było anulowanie konkursu.

Najwięcej mówiło się o Jerneju Damjanie. Słoweniec po wyjściu z progu znalazł się w wielkich opałach. Doświadczony zawodnik stoczył walkę o to, by nie zaliczyć poważnego upadku. Po wszystkim przyznał, że to nie nagły podmuch wiatru był odpowiedzialny za tę sytuację.

"To nie wiatr był problemem. Przynajmniej nie w moim przypadku. Za długo czekałem na skok i moje nogi 'zasnęły'. Kiedy się wybiłem, moje mięśnie nie zadziałały" - napisał w serwisie Instagram.

"W tym momencie wiedziałem, że po prostu muszę się ratować. Na przyszłość myślę, że powinien być określony maksymalny czas, jak długo zawodnik może czekać na swój skok" - dodał.

Na środę zaplanowano kwalifikacje do czwartkowego konkursu w Trondheim. Prognozy pogody nie są optymistyczne, ma wiać jeszcze mocniej niż w Lillehammer.

ZOBACZ WIDEO MŚ w Lahti: Polscy kibice dziękowali Piotrowi Żyle. "Straciliśmy gardła!"

Źródło artykułu: