Engelberg 2013 rok - Jan Ziobro zaskakuje świat skoków narciarskich. Triumfuje w pierwszym konkursie w Szwajcarii, a w drugim zajmuje najniższy stopień podium. Wyrównuje również rekord starej Gross-Titlis-Schanki.
Telewizję obiegają zdjęcia rozentuzjazmowanego skoczka oraz słynny napis na jego nartach "luz w d...pie".
Wydawało się, że na szwajcarskiej skoczni swój wielki talent objawił kolejny Polak, który będzie w stanie osiągać takie sukcesy jak Kamil Stoch czy Adam Małysz, a kibiców porwie wynikami i swoją osobowością.
To były jednak miłe złego początki. W kolejnych tygodniach nie było już tak dobrze. Jednakże pojedyncze udane starty i niezły występ na igrzyskach w Soczi podtrzymywały nadzieję, że przyszłość w skokach może należeć do Ziobry.
Tak się jednak nie stało. Kolejny sezon dla zawodnika z Rabki-Zdroju byłby kompletnie stracony gdyby nie brązowy medal w konkursie drużynowym na mistrzostwach świata w Falun. Sukces w Szwecji nie przełożył się jednak na poprawę formy.
Co więcej, kilka miesięcy później słuch o Ziobrze prawie w ogóle zaginął. W ostatnim roku pracy z kadrą Łukasza Kruczka niepokorny skoczek nie zdobył nawet jednego punktu w Pucharze Świata.
ZOBACZ WIDEO Apoloniusz Tajner krytycznie o Janie Ziobrze. "Szykował się do tego od dłuższego czasu"
Gdy szkoleniowcem pierwszej reprezentacji został Stefan Horngacher, Jan Ziobro trafił do kadry B. W niej dość szybko zaczął uzyskiwać dobre wyniki. Zimowy sezon 2016/2017 rozpoczął od pucharowego podium w Lillehammer. Kolejne konkursy tego cyklu przyniosły mu miejsca w czołowej dziesiątce. Jego dobrą postawę zauważył Stefan Horngacher, który powołał Ziobro na 65. Turniej Czterech Skoczni.
Niemiecka część zawodów nie potoczyła się jeszcze po myśli Polaka. Na austriackich skoczniach zaprezentował się jednak znacznie lepiej. Później otrzymywał powołania na zawody Pucharu Świata do końca sezonu. Regularnie punktował, a potrafił także zabłysnąć (9. miejsce w Hakubie).
Mimo co najmniej przyzwoitej postawy, Jan Ziobro nie trafił do głównej reprezentacji. Znów trenował w kadrze B. Rezultaty były jednak dalekie od ideału. Sezon olimpijski rozpoczął od nieudanych kwalifikacji w Wiśle i potem po raz kolejny słuch po nim zaginął.
Aż wreszcie wybuchła bomba. Pod koniec 66. Turnieju Czterech Skoczni, gdy wszyscy czekali na wyrównanie rekordu Svena Hannawalda przez Kamila Stocha, 26-latek oświadczył, że zawiesza swoją karierę. Powód? Skoczek stwierdził, że wielu ludzi ze środowiska rzuca mu kłody pod nogi i jest pomijany - jego zdaniem niesłusznie - przy większości powołań na zawody.
Rozmawiając z Janem Ziobro szybko można przekonać się, że jest to inteligentny zawodnik, który nie da jednak sobie "dmuchać w kaszę". Potrafi postawić na swoim i nie boi się powiedzieć to co myśli. To zdecydowanie sportowiec o krnąbrnym charakterze, który nie zawsze chciał i podążał taką drogą jaką widzieli dla niego szkoleniowcy.
- Ja jestem za Jankiem, bo to mój wychowanek - powiedział pierwszy trener Ziobry Edward Przybyła i dodaje: - Może nie pasuje do sztabu, może nie mogą się z nim dogadać, może chodzi swoimi ścieżkami... Ale Piotruś [Żyła - przyp. red.] też chodził swoimi ścieżkami i czasem trenował po kryjomu. A mimo tego, dawało mu się szanse.
Obok Piotra Żyły Ziobro jest najbardziej ciekawym rozmówcą dla dziennikarzy. Nie rzuca tak żartami jak wiślanin, ale potrafi zawsze trafnie i uczciwie ocenić swoją formę. Podczas 63. Turnieju Czterech Skoczni, gdy w Oberstdorfie zajął 50. miejsce, powiedział dziennikarzom: - Z takimi skokami można skakać w lidze szkolnej, a nie na tak ważnych zawodach.
Nie wiadomo, czy Ziobro wróci jeszcze do skakania. Przy tak otwartym konflikcie ze środowiskiem będzie mu o to niezwykle trudno. Tak naprawdę wypowiedział wojnę działaczom i postawił się nie tylko trenerom, ale też samemu Adamowi Małyszowi, który w polskim sporcie jest legendą.
Nawet jeśli 26-latek nie wróci już do rywalizacji w skokach, to na brak zajęć na pewno nie będzie narzekał. Od kilku lat kontynuuje rodzinne tradycje i prowadzi firmę "Meble Ziobro" ze Spytkowic. Ma m. in. swoją lakiernię, a jak sam wielokrotnie podkreślał, praca przy produkcji mebli to jedno z jego hobby.
W biznesie jego twardy charakter na pewno jest zaletą. By utrzymać się na rynku potrzeba ludzi zadziornych, którzy nie boją się zaryzykować czy postawić na swoim. Teoretycznie tak też jest w sporcie. W nim czasami potrzeba jednak pokory, kompromisu i cierpliwości, a tego najwyraźniej Polakowi zabrakło.