Poranna zawierucha w Oberstdorfie, momentami nosząca znamiona śnieżycy, nie dawała wielkiej nadziei na przeprowadzenie aż trzech serii skoków na mamuciej skoczni imienia Heiniego Klopfera. Gęsty, mokry śnieg, rzucił wyzwanie miejscowym drogowcom, którzy musieli uwijać się jak w ukropie, żeby drogi nie zamieniły się w strumienie rzadkiego błota.
Pogoda w górach bardzo lubi się jednak zmieniać, tym razem na szczęście, bo jeszcze przed południem rozpogodziło się, momentami przez chmury przebijało się nawet słońce. Kiedy przed godziną 11 podjechaliśmy do jednego z bardziej eleganckich hotelików w mieście na spotkanie ze Svenem Hannawaldem, aura dawała już nadzieję na coś więcej, niż kilka skoków i długie zebranie jury zawodów.
Hannawald przywitał nas z synkiem na rękach i żoną Melissą u boku. - Jesteście za wcześnie. Dajcie mi jeszcze chwilę - rzucił z uśmiechem. Zniknął na kilka minut, ale kiedy pojawił się ponownie, bardzo cierpliwie odpowiadał na pytania.
Mówił o tym, jak niechęć Polaków wobec jego osoby, czasem nawet nienawiść, przerodziła się w ogromną sympatię. Zdradził, że kiedy teraz w Niemczech ktoś zatrzymuje go i prosi o autograf lub wspólne zdjęcie, są to głównie nasi rodacy.
Opowiadał też o różnicach w technice skoku między Kamilem Stochem a Danielem Andre Tande i Richardem Freitagiem, które najlepiej widać właśnie na przykładzie lotów - Stoch wybija się bardziej do góry, ma inną parabolę lotu i przez to w końcowej fazie bardziej wciska go w zeskok. Niemiec i Norweg lecą bardziej płasko, dzięki czemu są w stanie wyciągnąć więcej metrów z dobrego skoku.
Na koniec skierował do nas niespodziewaną prośbę - o zamieszczenie w wywiadzie linka do jego profilu na Instagramie (co robimy już teraz). Były rywal Adama Małysza musi wyczuwać, że może zyskać wśród Polaków naprawdę wielu fanów. Przekonał się o tym w czasie ostatniego Turnieju Czterech Skoczni, gdy liczba obserwujących profil zwiększyła się dwukrotnie, a większość jego nowych sympatyków stanowili internauci z Polski.
- Spóźnisz się przez nas do pracy - rzuciłem jeszcze, gdy Hannawald skończył półtoragodzinną rozmowę z Pawłem Kapustą. - Nie, mam jeszcze czas - odparł ze stoickim spokojem, i wrócił do żony i synka. Wywiad, którego udzielił były znakomity skoczek, przeczytacie na WP SportoweFakty jeszcze przed igrzyskami w Pjongczang. Kto przeczyta, nie będzie zawiedziony.
Od godziny 14 do wieczora pogoda sprzyjała i wszystkie trzy zaplanowane serie udało się przeprowadzić zadziwiająco sprawnie (mimo żonglerki z belkami startowymi i coraz intensywniej padającego w czasie drugiej serii śniegu). O tym, że dwukrotny mistrz świata w lotach (2000, 2002) zna się na rzeczy świadczy fakt, że właśnie trzej wymienieni przez niego lotnicy zdominowali piątkowe zawody, a Tande i Freitag okazali się trochę lepsi od Stocha. Prowadzi Norweg, 11 punktów traci do niego Niemiec, nasz faworyt jest w tyle o 17,8 punktu.
Dziesiąty po pierwszym dniu rywalizacji Dawid Kubacki uznał, że niespełna 18 punktów straty Stocha do Tandego to mało. Sam Stoch stwierdził, że jednak dużo. Stefan Horngacher był z postawy swoich zawodników bardzo zadowolony, ale zaznaczył, że aby wskoczyć na wyższe miejsce najlepszy z Polaków będzie potrzebował szczęścia.
Polscy skoczkowie wypadli znacznie lepiej, niż przed tygodniem w Bad Mitterndorf, Stoch prawdopodobnie skończy MŚ w lotach z medalem, ale w jego przypadku to nie jedyny dobry symptom. W porównaniu z TCS lider naszej kadry sprawia wrażenie zdecydowanie bardziej rozluźnionego. Wtedy widać było po nim napięcie, podenerwowanie, jakby czuł się osaczony. Teraz jest pogoda ducha i radość z wykonywanego zajęcia.
ZOBACZ WIDEO: Polacy bez sukcesów w lotach. Nie dał rady nawet Adam Małysz
Widać po prostu, że Stoch uwielbia loty, a na skoczni w Oberstdorfie czuje się świetnie. Wszystko wskazuje na to, że w sobotę da na to niezbity dowód, zajmując miejsce na podium. Choć trzeba też powiedzieć sobie wprost, że raczej nie będzie to jego najwyższy stopień. 18 punktów w dwóch skokach na mamucie da się odrobić bez problemu, ale Norweg jest w tym momencie po prostu za mocny. Siłę widać w każdym jego locie - cokolwiek by się nie działo, z której strony by nie wiało i jak nisko nie ustawiono by belki, on ląduje daleko za 200. metrem. Tej sile towarzyszy ogromna swoboda. Stawiam dolary przeciwko orzechom, że to Tande odbierze w sobotni wieczór złoty medal.
Stoch najpewniej nie zostanie drugim po Mattim Nykanenie zawodnikiem, który wygra w skokach absolutnie wszystko, co się da. Ale pierwszy od 1979 roku medal mistrzostw świata w lotach dla Polski też będzie wielką sprawą. Od miejsca na podium ważniejsze jest jednak to, by zachował na dłużej wewnętrzny spokój, który bił od niego pod skocznią. Na igrzyskach olimpijskich w Pjongczang to będzie broń potężniejsza, niż rewelacyjne prędkości najazdowe czy atomowe odbicie.
Z Oberstdorfu - Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty