Barbara Toczek: Na ratunek austriackim skokom. Kto odbuduje dawną potęgę? (komentarz)

Getty Images / Alexander Hassenstein / Na zdjęciu: Heinz Kuttin
Getty Images / Alexander Hassenstein / Na zdjęciu: Heinz Kuttin

Kiedyś świat skoków narciarskich podbijali austriaccy skoczkowie. Teraz swoje pięć minut mają tamtejsi trenerzy. I choć w ich ojczyźnie skoki nie mają się dobrze, sentymentów nie ma - do Austrii nie wracają, a działacze niech się martwią.

Przez długie lata Austriacy mogli spać spokojnie - żaden inny zespół nie potrafił wskoczyć na pułap drużyny, która składała się z prawdziwych perełek. Wystarczyło, że trenerski nos wywęszył talent i zapał dziecka, a za kilka lat w Pucharze Świata mocno dawał o sobie znać Morgenstern, Schlierenzauer, Kofler, Kraft... O miejsce w kadrze biło się wielu.
 
Gros chętnych chciało również tą (lub jakąkolwiek inną) kadrą zarządzać, ale

walka o tak intratną posadę przez długie lata była spisana na straty. Po pierwsze dlatego, że Alexander Pointner radził sobie bardzo dobrze - choć wielu zarzucało mu, że jest człowiekiem od "machania" chorągiewką, ratowały go wyniki, a po drugie - zapotrzebowanie na takie stanowiska nawet w Austrii jest po prostu umiarkowane.
 
W międzyczasie o doskonałych trenerów zaczęły zabiegać reprezentacje innych krajów. I tym oto sposobem Werner Schuster trafił do Niemiec, Stefan Horngacher do Polski (ale też "przez" Niemcy), Alexander Stoeckl do Norwegii, Richard Schallert do Czech, a Andreas Mitter do Finlandii. Sukcesami swoich podopiecznych nie może się cieszyć tylko ten ostatni. Pozostali wykonali kawał świetnej roboty i nie raz mogli otwierać szampana.
 
Kiedy okazało się Heinz Kuttin, który w końcu zastąpił Alexa Pointnera, nie potrafił ustrzec zawodników przed kryzysem, działacze zaczęli rozglądać się za jego następcą.  Przyszło im się wtedy zmierzyć z brutalną, ale dość oczywista prawdą: Austriacy swój wielki potencjał w postaci znakomitych trenerów wyprzedali za granicę. Kompetentni szkoleniowcy, często wychowankowie słynnego gimnazjum w Stams, stali się doskonałym "towarem" eksportowym.

Gorzką pigułką dla Austriackiego Związku Narciarskiego jest fakt, iż na stanowisko Kuttina nie ma (wielu) chętnych. Austriacy zacierali ponoć ręce na współpracę z Alexem Stoecklem, jednak ten zdecydowanie odmówił. Norwegów ma trenować co najmniej do 2022 roku. Na powrót do ojczyzny prawie na pewno nie zdecyduje się także Stefan Horngacher. Ku uciesze Polaków trener jest bardzo bliski przedłużenia kontraktu z Polskim Związkiem Narciarskim. Schuster? W Niemczech zostanie jeszcze na kolejny sezon, a potem najprawdopodobniej zafunduje sobie odpoczynek od skoków.

Ernst Vettori, dyrektor sportowy skoków narciarskich i kombinacji norweskiej, ma więc twardy orzech do zgryzienia. Ale mówi się, że i on nie będzie już długo "szefował". Tu jednak pada konkretne nazwisko - ma go podobno zastąpić Mario Stecher. Nerwową sytuację stara się natomiast łagodzić prezes Austriackiego Związku Narciarskiego, Peter Schroecksnadel. Tuż po igrzyskach w Korei na łamach gazety Kurier zdradził: - Powiem to jasno: Nie wyrzucimy Kuttina. Odpowiedź ma się jednak nijak do faktu, iż prowadzono już rozmowy z kolejnymi szkoleniowcami. Chyba jedyny wniosek, jaki się w tej sytuacji nasuwa, jest taki: lepszy wróbel w garści, niż gołąb na dachu.

Barbara Toczek

ZOBACZ WIDEO Piotr Żyła. Gitarzysta, który sprzedaje czapki

Komentarze (1)
grolo
28.03.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Kto uratuje austriackie skoki? No jak to kto.... Austriak!
Za rok-dwa ze względów wiekowych spadnie potencjał polskich orłów i Stefan wróci na łono matki-Austrii, która go wcześniej nie doceni
Czytaj całość