Łukasz Kuczera: Polska nie była gotowa na odejście Horngachera. Mamy rok, by to zmienić (komentarz)

Newspix / Tomasz Markowski / Na zdjęciu: Stefan Horngacher i Adam Małysz
Newspix / Tomasz Markowski / Na zdjęciu: Stefan Horngacher i Adam Małysz

Stefan Horngacher zostaje na stanowisku trenera polskich skoczków. To dobra nowina. Zła jest taka, że umowa Austriaka obowiązywać będzie tylko rok. Zyskaliśmy czas, by przygotować się na ewentualne odejście szkoleniowca. Bo teraz gotowi nie byliśmy.

Przez ostatnich kilka tygodni wszyscy fani sportów zimowych w Polsce z zapartym tchem śledzili serial pt. "Czy Stefan Horngacher przedłuży kontrakt z polską kadrą?". Może nie było w nim spektakularnych zwrotów akcji, ale przeciągające się negocjacje sprawiły, że w pewnym momencie można było zwątpić w to, czy przygoda Austriaka z naszym krajem potrwa dłużej.

Ostatecznie po wygranej Kamila Stocha w Planicy odtrąbiono kolejny sukces, bo Horngacher zostaje. Jest to jednak sukces połowiczny. Trener przedłużył umowę, ale tylko na rok. Tymczasem szefowie PZN oczekiwali dłuższego kontraktu. Mówiło się nawet o współpracy aż do igrzysk olimpijskich w 2022 roku.

Kontekst jest jasny. Za rok wygasa umowa Wernera Schustera z reprezentacją Niemiec i Horngacher może otrzymać ciekawą propozycję od naszych zachodnich sąsiadów. Nowe wyzwanie, jakim będzie wyniesienie na szczyt chociażby Richarda Freitaga, może się jawić jako ciekawa opcja. Tym bardziej, że w Polsce prawdopodobnie osiągnął już wszystko, co było możliwe.

Na dodatek jego żona Nicole Hoffmayer jest Niemką i na stałe mieszka w tym kraju. Horngacher ma też w swoim CV długi okres, kiedy pracował na rzecz niemieckiego związku. Przez dziesięć lat zajmował się tam kadrami juniorskimi i zespołem B, był asystentem Schustera.

Horngacher zrobił wiele dla polskich skoków. Już nawet nie chodzi o tegoroczne sukcesy Stocha, o coraz lepszą postawę polskiej drużyny. To właśnie Austriak wyciągnął Biało-Czerwonych z zapaści, w jakiej znaleźli się w ostatnim roku pracy trenera Łukasza Kruczka. Nie miał łatwego zadania, ale mu podołał.

Sprawę z tego zdaje sobie Apoloniusz Tajner. Szef PZN od kilku tygodni w mediach powtarzał, że rozmowy z Horngacherem trwają. W pewnym momencie ogłosił nawet ich zakończenie z pozytywnym skutkiem, choć tak naprawdę umowa nadal nie była podpisana. Dla Tajnera powinna to być cenna lekcja, bo nie mówi się takich rzeczy, dopóki nie ma parafki na dokumencie. Gdyby nagle okazało się, że Horngacher nie przedłuży współpracy z polską kadrą, Tajner dałby kolejne argumenty swoim krytykom i przeciwnikom.

Odnoszę jednak wrażenie, że Tajner zaklinał rzeczywistość. Powtarzał jak mantrę, że Horngacher na pewno pozostanie trenerem polskich skoczków, bo związek nie widział inne opcji. Poświęcono całą energię na negocjacje z Austriakiem, ale czy byliśmy gotowi na wariant z jego odejściem? Nie. Gdyby coś poszło nie tak, obudzilibyśmy się z ręką w nocniku.

Teraz wiemy, że Horngacher przez kolejny sezon będzie się opiekować naszą reprezentacją. Nie zmarnujmy tego czasu. Mamy dwanaście miesięcy, by przygotować się na jego dość prawdopodobne odejście. Bo o godnego następcę będzie trudno. Ze względów finansowych nie będziemy w stanie przebić ofert konkurencyjnych krajów. Zresztą, środowisko narciarskie jest bardzo hermetyczne. Najlepiej wiedzą o tym Austriacy. Oni nie są zadowoleni z Heinza Kuttina, który przecież też ma w swojej karierze epizod związany z Polską.

A na naszym krajowym podwórku? W kadrze B pewnie lada moment pracę straci Radek Zitek, bo wyniki zaplecza nie zachwycały. Miejsce Czecha może zająć Maciej Maciusiak, którego efekty pracy z juniorami są co najmniej zadowalające. Być może to on byłby w stanie wejść w buty Horngachera, jeśli zajdzie taka potrzeba? Polak ma dwanaście miesięcy, by podszkolić swój warsztat. Również u boku Austriaka, bo ten już zapowiedział, że w kolejnym sezonie zamierza więcej czasu i energii poświęcić również kadrze B.

ZOBACZ WIDEO W polskiej kadrze skoczków potrzebna jest rywalizacja. "Fundamenty są nietrwałe"

Źródło artykułu: