Problemy zdrowotne norweskiego skoczka. "Czułem jakby śmierć była blisko"
Całe usta w ranie, problemy z oddychaniem, szybki transport do szpitala i obawa o swoje życie - Daniel Andre Tande walczył z rzadko spotykaną chorobą. Drużynowy mistrz olimpijski wyszedł już ze szpitala, ale na razie ma zakaz trenowania.
I tak właśnie było w przypadku norweskiego skoczka. Na początku maja Daniel Andre Tande doznał infekcji dróg oddechowych. Przyjmował antybiotyki, po których zaczął czuć się źle. Któregoś poranka, przeglądając się w lustrze, zobaczył opuchnięte usta z dużymi ranami. Bardzo się zdenerwował. Zamówił taksówkę i ruszył na pogotowie. Później został przewieziony do szpitala.
Lekarze szybko zdiagnozowali chorobę i zaczęli działać. - Było naprawdę źle. Czułem jakby śmierć była blisko. Na szczęście lekarze szybko zareagowali, podali leki. Gdyby nie to, nie chcę pomyśleć co mogłoby się stać - powiedział Tande.
- Dowiedziałem się, że jeśli rany pokryją 10 procent ciała, to zagrożenie śmiercią wynosi 30 procent. Na szczęście do szpitala według lekarzy trafiłem niecałą dobę po po objawach choroby i dzięki temu mogli szybko i skutecznie zareagować - kontynuował skoczek.
W szpitalu drużynowy mistrz olimpijski z Pjongczangu spędził ponad tydzień. Wrócił już do domu, ale na razie ma zakaz treningów, ponieważ mocno schudł. Musi odpocząć, dojść do siebie i dopiero ponownie będzie mógł pomyśleć o skokach.
- Teraz czuję się już całkiem dobrze - stwierdził 24-latek, który w pierwszych dniach hospitalizacji miał duże problemy z przyjmowaniem posiłków.
W sezonie 2017/2018, oprócz drużynowego mistrzostwa olimpijskiego Tande wywalczył dwa złote medale na mistrzostwach świata w lotach (indywidualnie i zespołowo) oraz zajął 3. miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.
ZOBACZ WIDEO Reprezentanci w Arłamowie. Część dotarła samochodami, pozostali helikopterami