Choć ostatni sezon nie był łatwy dla całej austriackiej drużyny, w szczególny sposób doświadczył on Andreasa Koflera. Jesienią ubiegłego roku u skoczka zdiagnozowano rzadką chorobę autoimmunologiczną, która pokrzyżowała jego plany i uniemożliwiła należyte zaangażowanie się w trening. W efekcie zawodnik nie zdołał powrócić do rywalizacji przed zakończeniem zimowego cyklu.
Choć w głowie Austriaka pojawiały się myśli o zakończeniu kariery, ogromna pasja do skoków narciarskich zwyciężyła. W jego karierze przeżywał on już zresztą kilkakrotnie trudne momenty, dzięki którym później na skocznię powracał silniejszy. Nie inaczej jest teraz. - Poczułem, w jak wielkim stopniu jestem jeszcze skoczkiem narciarskim i jak wielką miłość czuję do tego sportu - wyjaśnił Kofler.
Nie dziwi fakt, że obecnie największą sportową motywacją skoczka są mistrzostwa świata, które odbędą się w 2019 roku w Seefeld. Zdaje on sobie sprawę, iż wystąpienie przed swoją własną publicznością w tak ważnej imprezie byłoby dla niego bardzo cennym i ważnym doświadczeniem. Równocześnie ma on jednak świadomość, jak trudna będzie to droga - nie tylko musiałby być w pełni sił fizycznych, ale także zakwalifikować się do drużyny, która będzie reprezentować kraj podczas czempionatu.
Ponieważ najprawdopodobniej jest to jego ostatnia szansa na udział w tego rodzaju imprezie, Austriak dołoży wszelkich starań, by móc zrealizować swój cel. Wielkim wsparciem jest dla niego rodzina - trzy miesiące temu Kofler został ojcem malutkiej Louise. - Kiedy wracam do domu, widzę ją i Mirjam, wtedy te wszystkie sprawy, które zajmowały mi głowę, natychmiast schodzą na bok. Wskakujesz od razu na inną płaszczyznę - zdradził na łamach "Tiroler Tageszeitung" skoczek.
ZOBACZ WIDEO: Urszula Radwańska: Potrzebowałyśmy z Agą odciąć się od taty. To była dobra decyzja