Mika Kojonkoski od września tego roku rozpoczął pracę w roli trenera chińskich skoków narciarskich. Problem w tym, że ma do dyspozycji zawodników, którzy wcześniej nigdy nie uprawiali tej dyscypliny, a część nawet... nie widziała śniegu. Legendarny Fin z kadrą ma pracować do 2022 r., kiedy to odbędą się igrzyska olimpijskie w Pekinie.
Do Finlandii przyleciało już 24 Chińczyków, którzy od zera poznają nową dyscyplinę. Kojonkoski chce, aby w nauce pomogli też polscy trenerzy, a także ośrodki w naszym kraju. - Piszemy się na ten pomysł. Tak naprawdę to może wyłącznie pomóc rozwinąć nasze skoki, szczególnie na poziomie klubowym. Dzięki temu byłoby więcej środków i mielibyśmy więcej pracy dla trenerów - przyznał dla portalu sport.pl sekretarz generalny Polskiego Związku Narciarskiego, Jan Winkiel.
W Finlandii pojawiło się 13 chłopców i 11 dziewcząt w wieku od 14 do 19 lat. Zostali wybrani spośród 20 tysięcy kandydatów, a skocznie wcześniej mogli widzieć jedynie w telewizji. Kojonkowski twierdzi, że tylko pięcioro z nich kiedykolwiek miało kontakt ze śniegiem. Nie potrafią założyć nart, a tym bardziej na nich zjeżdżać.
Sceptycznie do treningów Chińczyków w Polsce podchodzi Adam Małysz. - Pewnie gdyby miało dojść do współpracy, to postawilibyśmy na Szczyrk. Ale wydaje mi się, że do tego nie dojdzie - wyjawił dyrektor koordynator ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej w PZN, który dodał, że w Polsce jest za mało trenerów.
Kojonkoski ma do rozdysponowania ogromny budżet, ale wciąż nie wiadomo, na jakie pieniądze mogliby liczyć Polacy. - Odpowiedzieliśmy tylko, że jesteśmy zainteresowani i wstępnie umówiliśmy się z Miką na spotkanie. Ma do niego dojść wkrótce, w trakcie tej zimy - zaznaczył Winkiel.
ZOBACZ WIDEO Robert Lewandowski: Obrona gra ciągle w nowym ustawieniu. To wpływa na całą drużynę