- Ma swoją firmę, ludzi zatrudnionych, sam też pracuje fizycznie. Przytył może dwa czy trzy kilo, niewiele. Do tego sztabu szkoleniowego na pewno nie wróci. Raczej nic z tego nie będzie - zaznacza Przybyła.
Trener nie wierzy, żeby Ziobro wrócił do skakania, choć dodaje, że wszystko jest możliwe. - Po takiej przerwie potrzeba ciężkiej harówy. A przecież praca, jaką wykonuje, wymaga od niego siedzenia na telefonie, często zarywania nocy. Zawodnicy w kadrze nie mają głowy zaprzątniętej innymi rzeczami. Dla nich liczą się skoki i niczym nie muszą się przejmować - podkreśla sędzia, który jeszcze do niedawna oceniał skoczków m.in. podczas zawodów Pucharu Świata.
Przybyła namawiał Ziobrę, aby ten wziął udział w mistrzostwach świata mastersów w Szczyrku. Skakali tam głównie weterani dyscypliny. Zawodnik nie zgodził się. Stwierdził, że musi sobie zrobić przerwę. - Teraz, nawet gdyby wrócił, nie miałby lekko. Każdy, nawet minimalny błąd, spowodowałby larmo i zamieszanie wokół niego - twierdzi trener.
Niedawno minęło pięć lat, od kiedy Jan Ziobro zachwycił świat skoków narciarskich i wygrał zawody w Engelbergu. Na drugi dzień zajął trzecią lokatę. Później szło mu znacznie słabiej. Na początku stycznia tego roku odpalił medialną bombę, mówiąc o nieuczciwym traktowaniu go przez ludzi ze sztabu trenerskiego. Dostało się też Adamowi Małyszowi za komentarze po publikacji filmików na Facebooku.
Skoczek nagrał trzy materiały. Wskazywał w nich przykłady na złe traktowanie. O ile po pierwszym filmie była szansa na przełamanie i polubowne rozwiązanie sytuacji, o tyle z każdym kolejnym sytuacja zagęszczała się. Do porozumienia z Polskim Związkiem Narciarskim nie doszło.
Ziobro opublikował ostatni materiał 15 stycznia. Jego kariera jest zawieszona.
ZOBACZ WIDEO Rok 2018 w skokach: najlepszy sezon Stefana Huli. "Rozczarowanie i... wielki sukces"