- Któryś z redaktorów czasem sobie kogoś upatrzy i potem tak pisze. Powinna taka osoba skończyć kurs sędziowski i zobaczyć, jak wygląda praca podczas zawodów. Dwie sekundy na podjęcie decyzji. Jeśli są jakieś pomyłki, to właśnie dlatego - dodaje Edward Przybyła.
Podobno może też się zdarzyć, że sędzia zbyt szybko odwróci się po wylądowaniu skoczka. W tym momencie zawodnikowi odjeżdża narta, co umyka arbitrowi. - Właśnie w ten sposób Adam Małysz przegrał kiedyś w Planicy. Sędziowie nie dostrzegli, że jego rywalowi odjechała narta i nie dali mu odjemnych punktów. Polak na tym stracił.
Jednym z argumentów Przybyły na to, że sędziowie nie promują konkretnych zawodników jest rywalizacja między arbitrami. Jej autorem jest Międzynarodowa Federacja Narciarska. Otóż sędziowie za błędne oceny skoków otrzymują punkty karne. Za promowanie, a co za tym idzie zbyt wysokie ocenianie zawodnika z własnego kraju, można dostać aż trzy punkty ujemne.
- Sędziowie na pewno specjalnie tego nie robią. Z wieloma z nich się znam, rozmawiamy przy okazji zawodów. Oni nie mają złej woli - zapewnia Przybyła.
Trener i sędzia zaznacza, że trudno porównywać ze sobą skoki - szczególnie te na różne odległości. - Zawodnik dostaje wiatr z tyłu, a mimo wszelakich urządzeń różnica w wietrze na pomiarach może wynosić nawet do 1,5 metra na sekundę, i osiąga odległość 115 metrów. Nie popełnia żadnych błędów w powietrzu, pięknie ląduje, ale on nie dostanie 18. Otrzyma maksymalnie 17, 17,5. Ten sam zawodnik, jeśli trafi na wiatr z przodu, skoczy 135 metrów i dostanie 19 albo 19,5. To jest normalne.
Przybyła przyznaje jednak, że sędziom czasami zdarza się przyznawać zbyt wysokie noty skoczkom z głośnym nazwiskiem. Na takie sytuacje nabierają się jednak tylko młodzi i niedoświadczeni arbitrzy.
- Stare lisy już z tym nie mają problemu - podsumowuje Przybyła.
ZOBACZ WIDEO: Co z następcami polskich skoczków? "Wyrwa może być widoczna"
Wywalić wszystkich sędziów darmozjadów i niech się liczy tylko odległość i punkty karne za upadek.