Tego w kadrze Horngachera jeszcze nie było. Duży problem czy kryzys?

Newspix / TOMASZ MARKOWSKI / Na zdjęciu: Kamil Stoch
Newspix / TOMASZ MARKOWSKI / Na zdjęciu: Kamil Stoch

W ciągu ostatnich dwóch lat polscy skoczkowie przyzwyczaili kibiców do wielkich sukcesów. Teraz się przekonują, że to niebezpieczne. Gorszy występ na Turnieju Czterech Skoczni spowodował dużą krytykę, pojawiło się słowo kryzys.

Oczekiwania były duże. Faworytem Turnieju Czterech Skoczni był wprawdzie Ryoyu Kobayashi, ale w gronie jego najpoważniejszych rywali wymieniano Piotra Żyłę i Kamila Stocha. I robiły to nie tylko polskie, ale także austriackie i niemieckie media.

67. edycja imprezy okazała się jednak rozczarowaniem dla tych najbardziej wymagających polskich kibiców, których grono, po dwóch ostatnich sezonach, znacznie się powiększyło. Ostatecznie żaden polski zawodnik nie stanął na podium klasyfikacji generalnej turnieju. Najbliższy tego był nie Stoch czy Żyła, ale Dawid Kubacki.

28-latek przegrał trzecie miejsce ze Stephanem Leyhe o zaledwie 3,3 punktu. Jednak dwa trzecie miejsca, w Garmisch-Partenkirchen i Bischofshofen, to dla niego ogromny powód do zadowolenia. Słowa Adama Małysza, który nazywa go niemal skoczkiem kompletnym, także.

Kubacki jest jednak jedynym, z którego polscy kibice byli zadowoleni. Stoch skakał wprawdzie równo, ale bez błysku, który prezentował jeszcze 26 grudnia na mistrzostwach Polski. Ostatecznie i tak zajął dobre, szóste miejsce w klasyfikacji generalnej. Swoją wysoką i niezwykle równą dyspozycję stracił za to Żyła, który w Innsbrucku nie zdołał przebrnąć nawet I serii konkursu.

ZOBACZ WIDEO Puchar Ligi Angielskiej: Manchester City zdemolował Burton 9:0! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Co jednak powiedzieć o reszcie naszych zawodników? Jakub Wolny ma przebłyski, w Garmisch-Partenkirchen był 13. Już jednak w austriackiej części turnieju nie zdobył ani jednego punktu. Z kolei tylko jedno oczko w czterech konkursach zdobył Stefan Hula, największe objawienie w polskich skokach ostatnich 12 miesięcy. Jeszcze gorzej wygląda sytuacja Macieja Kota, który tylko raz przebrnął kwalifikacje!

Dlatego w trakcie imprezy po raz pierwszy od dwóch lat, czyli od momentu przejęcia sterów przez Stefana Horngachera i jego sztab, w kontekście reprezentacji Polski w skokach pojawiło się słowo kryzys. Czy rzeczywiście jest się czym martwić?

Przede wszystkim, ostatnie dwa lata przyniosły niewytłumaczalny rozkwit wyników.

Przecież w pierwszym sezonie pracy Austriaka Stoch wygrał TCS, drugi w nim był Żyła, a Kot przegrał trzecią lokatę przez błąd sędziów mierzących odległości. Na MŚ w Lahti Biało-Czerwoni wygrali złoty medal w konkursie drużynowym, a Żyła zdobył brąz w zawodach indywidualnych. W Pucharze Świata Stoch do końca walczył z niewiarygodnie mocnym wówczas Stefanem Kraftem o Kryształową Kulę. Wysoka forma pozostałych kolegów daje nam historyczne zwycięstwo w Pucharze Narodów.

Kolejny sezon? Stoch znów wygrywa TCS, tym razem triumfuje we wszystkich czterech konkursach i przechodzi do historii skoków. Na igrzyskach w Pjongczangu broni tytułu na dużej skoczni, wygrywa też bezapelacyjnie klasyfikację generalną PŚ, w drugiej części sezonu pokonując rywali w konkursach o kilkadziesiąt punktów. Dokłada do tego srebro w MŚ w lotach. Rewelacją sezonu jest zapomniany przez wielu Stefan Hula, piąty zawodnik igrzysk olimpijskich.

Drużynowo zdobywamy brązowy medal w Pjongczangu i brąz na MŚ w lotach, jesteśmy trzeci w Pucharze Narodów. Ufff...

Wypisanie wszystkich sukcesów polskich skoczków w ciągu ostatnich dwóch lat w dwóch akapitach nie jest łatwe. Staliśmy się potęgą w skokach, na którą z zazdrością patrzą Austriacy, giganci w sportach zimowych, dominatorzy tej dyscypliny w XXI wieku.

Utrzymanie przez polskich skoczków znakomitych wyników w kolejnym sezonie, w sporcie tak nieprzewidywalnym jak skoki narciarskie, było karkołomnym zadaniem. Nadejście gorszego okresu było czymś koniecznym. Dlatego też kibicom bijącym na alarm przyda się na rozgrzane głowy śnieg. Zwłaszcza dla tych, którzy miejsca w czołowej "10" uznają za wpadkę. Nie można jednak ignorować faktów.

A faktem jest, że z 11 konkursów w tym sezonie, trzy najgorsze dla polskich skoczków przypadły właśnie na Turniej Czterech Skoczni. Zwłaszcza zawody w Innsbrucku można uznać za nieudane - ze swojego wyniku mógł być zadowolony tylko piąty Kamil Stoch. Kubacki był 18. a Stefan Hula 30. Łącznie zdobyliśmy tam 59 punktów, w Oberstdorfie i Bischofshofen po 122. Dla porównania, w drugich zawodach w Engelbergu aż 198.

Obecny sezon Pucharu Świata nie jest typowy. Wielu zawodników, którzy w ostatnich sezonach rywalizowali o najwyższe lokaty, przechodzi kryzys. Bez formy jest Andreas Wellinger, wielkie wpadki przytrafiają się Kraftowi, fatalnie skacze Daniel Andre Tande. I to głównie dzięki temu, Żyła wciąż jest drugi w klasyfikacji generalnej, a tuż za nim jest Stoch. Wszyscy są obecnie tylko tłem dla niesamowitego Kobayashiego.

Największym problemem nie są jednak błędy Stocha. Jest on tak doświadczonym i wybitnym skoczkiem, że problemy z pozycją dojazdową może szybko rozwiązać. Do równowagi powinien wrócić (zgodnie ze słowami Adama Małysza) Żyła, a Kubacki nie straci nagle wysokiej formy.

Prawdziwym problemem obecnego sezonu są po prostu wyniki pozostałych zawodników, którzy w dwóch poprzednich latach gwarantowali nam dużo punktów w każdym konkursie. W sezonie 16/17 życiową dyspozycję prezentował Kot, w kolejnym to samo miało miejsce u Stefana Huli. Teraz obaj po prostu się męczą, a Jakubowi Wolnemu brakuje stabilizacji.

To duży problem zwłaszcza w perspektywie konkursów drużynowych w PŚ a przede wszystkim na mistrzostwach świata. Tam brak czwartego skoczka może kosztować medal.

- To jest na pewno duży problem. Pozostali zawodnicy powinni bez problemu punktować w konkursach i można się zastanawiać, dlaczego tak nie jest. Na pewno przeprowadzimy analizę. Chcemy, by znów pojawił się problem bogactwa, tak jak w ostatnim sezonie - mówił po TCS Adam Małysz.

Po TCS pojawiły się także zarzuty wobec nietykalnego dotąd w kraju Horngachera. Są dziennikarze, którzy przekonują, że w trakcie turnieju polscy skoczkowie wyglądali przede wszystkim źle fizycznie. Niektórzy nie rozumieją też decyzji o wysłaniu na turniej Kota. Ich zdaniem zawodnik potrzebuje treningu, a nie męczenia się w kwalifikacjach.

Orzeł z Wisły jak ognia unika słowa kryzys, jego zdaniem jest na to zdecydowanie zbyt wcześnie. Optymistyczne jest to, że po napiętym i męczącym Turnieju Czterech Skoczni polscy skoczkowie mają chwilę oddechu. Na dodatek najbliższe konkursy PŚ odbędą się w Predazzo, a tamtejsza skocznia zawsze była jedną z ich ulubionych.

Źródło artykułu: