- Po złoto, po medal! Dla nas, dla wszystkich... Pofrunął! - ten komentarz Włodzimierza Szaranowicza znają chyba wszyscy polscy kibice skoków narciarskich. Niezapomniane słowa legendy dziennikarstwa kojarzą się z Adamem Małyszem i Predazzo - włoską miejscowością w dolinie Val di Fiemme, która ma szczególne miejsce w naszej historii.
W najbliższy weekend konkursy Pucharu Świata odbędą się właśnie w Predazzo. Polscy skoczkowie będą chcieli się odbudować po 67. Turnieju Czterech Skoczni, w którym zawiedli oczekiwania tych najbardziej wymagających kibiców. A po sukcesach z dwóch ostatnich sezonów, jest ich coraz więcej.
Przed TCS nastroje fanów były znakomite - od początku sezonu w życiowej formie był Piotr Żyła, drugi zawodnik klasyfikacji generalnej PŚ. Z kolei na kilka dni przed początkiem turnieju, mistrzostwa Polski w wielkim stylu wygrał Kamil Stoch. Obaj mieli być głównymi rywalami Ryoyu Kobayashiego.
W klasyfikacji generalnej TCS Żyła zajął jednak dopiero 19. miejsce. Stoch był szósty, a najbliższej podium znalazł się niespodziewanie Dawid Kubacki, który przegrał je ze Stephanem Leyhe o zaledwie 3,3 punktu. I tylko on może być w pełni zadowolony ze swojej postawy. Do takich uczuć daleko Maciejowi Kotowi czy Stefanowi Huli, którzy łącznie zgromadzili w turnieju... 1 punkt.
ZOBACZ WIDEO: Rajd Dakar. Paweł Fajdek będzie jak... Adam Małysz? Mistrz świata chciałby sprawdzić się w zmaganiach
Po raz pierwszy od momentu przejęcia reprezentacji Polski przez Stefana Horngachera pojawiło się słowo kryzys. Trochę na wyrost, bo jeszcze trzy lata temu takie wyniki wszyscy przyjęlibyśmy z błogosławieństwem. Biało-Czerwoni stali się trochę ofiarami własnych sukcesów i teraz oczekuje się od nich wyłącznie obecności w ścisłej czołówce, i to od kilku z nich jednocześnie.
W trakcie turnieju pojawiły się błędy, a jak przekonywał Adam Małysz, napięty terminarz imprezy nie pozwalał na ich skorygowanie. Teraz zawodnicy mogli złapać oddech a fakt, że kolejne konkursy odbędą się w Val di Fiemme, jest pozytywny dla kibiców.
Nam Predazzo kojarzy się fantastycznie. To tam w 2003 roku wspomniany Orzeł z Wisły wygrał w wielkim stylu dwa złote medale mistrzostw świata, bijąc w obu konkursach rekordy skoczni. Później skoczek wielokrotnie przyznawał, że był to dla niego najlepszy i najbardziej magiczny moment w całej karierze. - To był magiczny czas. Przed mistrzostwami świata forma nie była najwyższa i niewielu wierzyło, że będę w stanie coś tam zrobić. A jednak wygrałem i to dwa razy, skacząc naprawdę wyśmienicie - wspominał później.
A przecież dwa lata wcześniej Małysz dwukrotnie triumfował tam jeszcze w konkursach Pucharu Świata.
Jeśli dodamy, że w 2012 roku zawody wygrał tam Kamil Stoch, a rok później skoczek z Zębu zdobył na tej samej skoczni tytuł mistrza świata, a z kolegami z kadry brązowy medal MŚ w konkursie drużynowym (pierwszy w historii naszych skoków), dolina Val di Fiemme jawi się nam jako miejsce ze snów, stworzone specjalnie dla nas.
Jak wynika ze statystyk, w historii tylko Austriacy byli w stanie wygrać tam więcej konkursów Pucharu Świata niż Polacy. Dzięki zwycięstwom Martina Hoellwartha, Andreasa Widheolzla (dwukrotnie) i Gregora Schlierenzauera mają w dorobku cztery triumfy. Biało-Czerwoni tylko o jedno mniej.
- To trochę magiczne dla nas miejsce, bo ten obiekt ma w sobie coś, co sprawia, że zawsze nam się tam dobrze skakało - mówi o Predazzo Małysz. W rozmowie ze skijumping.pl dyrektor Polskiego Związku Narciarskiego przyznaje, że sam nie wie, czemu jemu ta skocznia tak bardzo pasowała.
- Jest trudna i tak naprawdę nie powinna mi pasować, bo nie miała stromego rozbiegu i krótkiego progu. Mimo wszystko ją lubiłem - dodaje. - Te skocznie bardzo mi leżą - mówił już w przeszłości Dawid Kubacki. Z kolei Kamil Stoch też przyznał publicznie, że duża skocznia w Predazzo jest jego ulubioną ze wszystkich w całym cyklu PŚ.
Trudno o lepsze miejsce dla Biało-Czerwonych na poprawę nastrojów po Turnieju Czterech Skoczni.