Trenerzy i eksperci wiele razy podkreślali, że sezon trzeba dzielić na dwa etapy - przed i po Turnieju Czterech Skoczni. Rywalizacja w Niemczech i Austrii znowu okazała się bardzo selektywna, w dziesiątce znalazło się wielu skoczków, którzy wcześniej nie należeli do szeroko pojętej czołówki.
Poza zasięgiem pozostaje kapitalny Ryoyu Kobayashi, dla lidera Pucharu Świata zaczyna brakować określeń. Japończyk wypracował tak dużą przewagę, że na ten moment nikt mu nie zagraża. Wydawało się, że najbliżej 22-latka byli Piotr Żyła i Kamil Stoch, ale turniej zweryfikował ich dyspozycję, zwłaszcza pierwszego z nich. Żyła nie tylko przerwał swoją passę miejsc w czołowej szóstce, w Innsbrucku nie wszedł nawet do drugiej serii. Stoch akurat skakał nieźle, zajął szóste miejsce w klasyfikacji końcowej, ale stracił dystans do najlepszych.
Na drugim biegunie znalazł się Dawid Kubacki. Na przełomie roku piąty, trzeci, drugi i pechowo 18. w Innsbrucku, czwarty na koniec turnieju. Polak zaczął być powtarzalny w swoich próbach, zdaniem byłego reprezentanta Krystiana Długopolskiego niedługo może powalczyć nawet z Kobayashim. - Nie nazwałbym tego wybuchem. W zeszłym roku też dobrze zacząłem turniej. Teraz był on dla mnie udany, ale kłóciłbym się, czy był to wybuch. Małymi krokami dochodziłem do formy, którą prezentuję teraz - uspokajał Kubacki.
Jakkolwiek patrzeć, to 28-latek z Nowego Targu jest aktualnie najmocniejszym z Biało-Czerwonych. W innych kadrach także doszło do rewolucji. Wciąż wyróżniał się trzeci w turnieju Stephan Leyhe, dobre momenty miewał Karl Geiger, ale liderem Niemców stał się Markus Eisenbichler. Policjant z Siegsdorf, pomimo buńczucznych zapowiedzi, w listopadzie i grudniu tylko raz załapał się do dziesiątki, a pod koniec 2018 roku był jedynym skoczkiem, który mógł zatrzymać marsz Kobayashiego po cztery triumfy. W wielkim dołku znalazł się za to mistrz olimpijski Andreas Wellinger, kilka tygodni temu drugi w Kuusamo.
Bardzo podobny krajobraz u Norwegów. Johann Andre Forfang, najlepszy z nich w Pucharze Świata, zwycięzca z Niżnego Tagiła, okazał się bardzo przeciętny podczas turnieju. O czołowe lokaty walczył Andreas Stjernen, wcześniej zawodzący w Pucharze Świata. Przed startem w Oberstdorfie na jego koncie było... 14 punktów.
Kto jeszcze może namieszać w kolejnych miesiącach? Po katastrofalnym sezonie olimpijskim odbudował się Roman Koudelka. Czech zadomowił się w dziesiątce, w Garmisch-Partenkirchen otarł się o podium. Trzeba zwrócić na niego uwagę w kontekście MŚ w Seefeld. 29-latek dysponuje bardzo mocnym odbiciem i będzie groźny zwłaszcza na obiekcie K-90. W 2015 roku w Lahti był czwarty.
Niespodziewanie objawił się też Szwajcar Killian Peier. Było już wiele takich przypadków, że po dobrym lecie skoczek zupełnie gasł zimą. Kolega z kadry i w domyśle następca Simona Ammanna potwierdził jednak, że robi stopniowe postępy. Po raz pierwszy zajął miejsce w czołowej dziesiątce, jego forma wyraźnie poszła w górę.
Do MŚ w Seefeld pozostał ponad miesiąc. To mnóstwo czasu, po drodze jeszcze mnóstwo konkursów. Przed skoczkami Predazzo (12-13.01), Zakopane, Sapporo, loty w Oberstdorfie, zmagania w Lahti i Willingen. Klasyfikacja może przewrócić się nie jeden raz.
ZOBACZ WIDEO: Rok 2018 w skokach: najlepszy sezon Stefana Huli. "Rozczarowanie i... wielki sukces"
Oberstdorf-5, Ga-Pa- 3, Innsbruck- 18, Bischofshofen-2.
Lekka pomyłka? U was tylko same pom Czytaj całość