W niedzielnych zawodach Pucharu Świata w Sapporo Kamil Stoch uplasował się na szóstym miejscu, w pierwszej serii uzyskując odległość 126,5 metra, w drugiej zaś 131,5 metra. I o ile do drugiego skoku trudno się przyczepić, o tyle w przypadku pierwszego reprezentantowi Polski uciekły punkty za styl. Sędziowie ucięli oceny za lądowanie.
- Robiłem, co mogłem, by jako tako utrzymać się na dobrym poziomie. Myślałem, że ten skok będzie odrobinę dłuższy, przez co "podwozie" wysuwałem dość awaryjnie. Teraz już nic na to nie poradzę - komentuje Stoch w rozmowie ze skijumping.pl.
Mimo wszystko szóste miejsce skoczka z Zębu w niedzielnym konkursie w Sapporo należy odbierać jak najbardziej pozytywnie. Nie jest przecież tajemnicą, że w Azji Stoch walczył nie tylko z przeciwnikami, ale i z doskwierającym mu przeziębieniem. Ono dało się we znaki.
ZOBACZ WIDEO Stefan Horngacher kolejnym trenerem niemieckich skoczków? Sven Hannawald zabrał głos
- Zgodzę się, że nie było łatwo, bo po tych wszystkich perypetiach czuję się dość mocno osłabiony. Trzy skoki były dużym wyzwaniem. Technicznie wykonałem je na bardzo dobrym poziomie, ale niestety brakowało siły. Czuję się wypruty z energii i nie marzę o niczym innym jak o kąpieli i łóżku - zdradza.
Problemem nie była za to kondycja nóg po sobotnim skoku na odległość 148,5 metra, którym Polak ustanowił nowy rekord skoczni w Sapporo (czytaj więcej TUTAJ). - Nogi pracowały tak, jak powinny, ale brakowało mi wewnętrznej siły. Dałem z siebie wszystko, bo przeleciałem taki kawał drogi nie po to, by leżeć w hotelu, ale by coś zrobić. Było pewne ryzyko, ale mieliśmy wszystko pod kontrolą. Starałem się podejmować decyzje względem tego, jak się czuję - podkreśla Stoch.
Po niedzielnym konkursie w Sapporo Stoch spadł na trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata 2018/2019. Na pozycję wicelidera awansował Stefan Kraft, klasyfikacji niezmiennie przewodzi z kolei Ryoyu Kobayashi. Cała "generalka" dostępna jest pod tym adresem.