Od 2007 roku, gdy Maciej Kot zadebiutował w Pucharze Świata, w Polsce często pojawiały się komentarze, że zakopiańczyk jest bardzo utalentowanym skoczkiem i prędzej czy później zacznie wygrywać pucharowe konkursy. Zachwycony umiejętnościami skoczka był między innymi Hannu Lepistoe, który umożliwił Maciejowi Kotowi w wieku 15 lat start w drużynowym konkursie Pucharu Świata w Lahti.
Przez wiele lat późniejszy medalista mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich nie potrafił jednak pokazać pełni swojego potencjału. Wszystko zmieniło się, gdy w 2016 roku polską kadrę objął Stefan Horngacher. Zakopiańczyk szybko znalazł nić porozumienia z Austriakiem i już po kilku miesiącach wspólnej pracy było widać jej efekty.
Kot znakomicie skakał w Letnim Grand Prix 2016. Wystartował w 6 konkursach, wygrał 5 i pewnie triumfował w klasyfikacji generalnej cyklu. Swoją bardzo wysoką formę z lata potrafił przenieść na sezon zimowy 2016/2017. W Lillehammer pierwszy raz w karierze stanął na podium indywidualnego konkursu Pucharu Świata (2. miejsce). Kilka tygodni później cieszył się także z pierwszych pucharowych zwycięstw (Sapporo i Pjongczang). Znakomity sezon zwieńczył drużynowym mistrzostwem świata w Lahti i 5. miejscem w klasyfikacji generalnej PŚ.
ZOBACZ WIDEO Zwycięzcy i przegrani MŚ w Seefeld według Svena Hannawalda
Gdy wydawało się, że kolejne lata będą w wykonaniu Macieja Kota jeszcze lepsze, jego kariera nagle przybrała równie pochyłą. Sezon 2017/2018 nie był jeszcze tak zły. Co prawda syn Rafała Kota nie stawał już na podium indywidualnych konkursów Pucharu Świata, ale nadal często był w szerokiej czołówce, a na igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu wywalczył z kolegami brązowy medal w rywalizacji drużynowej.
Czytaj także: Ronny Hornschuh - niedawno nieznany, a teraz pierwszy kandydat do zastąpienia Stefana Horngachera
Z prawdziwym kryzysem formy Maciej Kot zaczął zmagać się od początku sezonu 2018/2019. Zaczęło się od przeciętnego 29. miejsca w Wiśle, a później było już tylko gorzej. Apogeum kryzysu przypadło na 67. Turniej Czterech Skoczni, w którym dwukrotny triumfator konkursów Pucharu Świata aż trzykrotnie nie przebrnął kwalifikacji. Później było nieco lepiej, ale trudno uznawać za sukces 24. miejsce w Predazzo czy 21. lokatę w Sapporo, zwłaszcza u tak ambitnego skoczka jak Maciej Kot.
27-latek wraz ze Stefanem Horngacherem robili co mogli, żeby wrócić na właściwe tory. Z kadry dobiegały głosy, że Austriak odbudowę dyspozycji Macieja Kota traktował jako największe wyzwanie trenerskie. Jeśli tak, to nie podołał mu. Najpierw 49-letni szkoleniowiec przekonywał, że jego podopieczny odbuduje formę startami w PŚ, potem zdecydował się jednak wycofać Polaka z lotów narciarskich w Oberstdorfie, by w tym czasie spokojnie potrenował w kraju.
Nie przyniosło to jednak efektu. Wreszcie Horngacher zabrał swojego ambitnego podopiecznego na rozmowę i przekazał mu, że podczas MŚ w Innsbrucku i Seefeld mógłby pełnić rolę tylko rezerwowego. Dlatego obaj uznali, że lepiej będzie jeśli Kot w ogóle nie pojedzie na najważniejsze zawody sezonu.
- Ten sezon nie wyszedł mi być może dlatego, że wraz ze szkoleniowcem mamy podobne charaktery. Jestem perfekcjonistą z dużymi ambicjami, tak samo jak Stefan. Razem ustaliliśmy plan, który miał zrobić ze mnie najlepszego zawodnika na świecie i być może troszkę przesadziliśmy. Po prostu nadmierna ambicja zaprowadziła nas trochę w kozi róg - szczerze przyznał Maciej Kot.
27-latek, mimo że stracił większą część sezonu, nie poddaje się. Ciężko pracuje na treningach, bo chciałby jeszcze - najprawdopodobniej na koniec pracy Stefana Horngachera w Polsce - pokazać się z dobrej strony w 2. części Raw Air 2019 albo w finale sezonu w Planicy.
- Obecnie syn pracuje w celu pozytywnego zakończenia bieżącego sezonu. Jeśli któryś z zawodników reprezentacji Polski mocno odstawałby poziomem, to wówczas jest opcja, że Maciek zastąpi go w drugiej części Raw Air. Jeśli nie, to wystartuje w zawodach Pucharu Kontynentalnego w Zakopanem (16-17 marca - przyp. red). Jest także plan, żeby Maciej Kot pojechał z kadrą na finał Pucharu Świata w Planicy - zdradził Rafał Kot.
- Na razie syn spokojnie trenuje w Zakopanem. W piątkowym treningu po jednym ze skoków Maciek wylądował prawie na płaskim i jak sam przyznał, był to jeden z jego najlepszych skoków w ostatnim czasie - dodał były fizjoterapeuta polskiej kadry skoczków.
Czytaj także: Stefan Horngacher ujawnił, jak przebiegają rozmowy ws kontraktu z niemiecką federacją
Nie zmienia to jednak faktu, że kończący się sezon 2018/2019 Maciej Kot wyobrażał sobie zupełnie inaczej. W polskiej kadrze miał odgrywać czołowe role. Tymczasem nie był w stanie wyeliminować na tyle swoich błędów w skokach, by pojechać na mistrzostwa świata, najważniejsze zawody sezonu. Mocne jego zakończenie w Planicy pozwoliłoby jednak uwierzyć Maciejowi Kotowi, że w kolejnych latach znów może być czołowym skoczkiem na świecie, nawet pracując już z innym trenerem niż Stefan Horngacher.
- Gdybym miał oddać w tym sezonie już tylko jeden dobry skok w Pucharze Świata, np. w finałowym konkursie w Planicy, to i tak warto pracować. Na pewno praca nie pójdzie na marne, bo już teraz wykonuje ją także pod kątem kolejnego sezonu - stwierdził Maciej Kot.