Początek sezonu 2019/2020 w Pucharze Świata stoi pod znakiem zmiennych warunków. Dotychczas rozegrano trzy konkursy indywidualne i we wszystkich duży wpływ na wyniki miał wiatr. W takiej sytuacji skoczkowie musieli liczyć na szczęście. Nie zawsze towarzyszyło one polskim zawodnikom.
Zdecydowanie największego pecha na razie ma Kamil Stoch. W Kuusamo, w obu seriach, trzykrotny mistrz olimpijski skakał w trudnych warunkach wietrznych i przy niskiej belce startowej nie mógł wiele zrobić. Powtórkę z historii wicemistrz świata z Seefeld przeżył w sobotniej pierwszej serii konkursu w Niżnym Tagile.
Gdy Stoch usiadł na belkę startową, na grafice telewizyjnej widać było, że wiatr pod narty ma tylko minimalny. Polak dostał jednak zielone światło i ruszył. Skok na progu wyglądał naprawdę dobrze, wydawało się, że to będzie naprawdę daleki skok. Niestety na dole skoczni zabrakło Stochowi noszenia. Dlatego wylądował "tylko" na 121. metrze i atakował dopiero z 17. pozycji.
ZOBACZ WIDEO Skoki narciarskie. Niezręczny moment podczas wywiadu. Martin Schmitt nie wiedział, co powiedzieć
W finale 32-latek miał już znacznie mocniejszy wiatr pod narty i od razu to wykorzystał. Skoczył 128,5 metra i ostatecznie był 9. Po zawodach Stoch przyznał natomiast, że pierwszy jego skok był technicznie nawet lepszy niż drugi (więcej TUTAJ). Można teraz tylko gdybać, które miejsce zająłby Polak, gdyby w pierwszej kolejce miał więcej szczęścia do warunków.
Dużego pecha do wiatru miał także Piotr Żyła. Gdy w finale wiślanin siedział na belce startowej, mogły się nam przypomnieć obrazki z pierwszej serii i sytuacji Kamila Stocha. Grafika telewizyjna pokazywała tylko minimalny wiatr pod narty a momentami nawet w plecy. Żyła także jednak dostał zielone światło, ale z naturą nie wygrał. Zaraz po wyjściu z progu widać było, że wiatr spycha go do zeskoku. Ostatecznie Żyła skoczył zaledwie 112 metrów i spadł z 2. dopiero na 24. pozycję!
Pech w tym sezonie nie dotyczy jednak tylko Polaków. Na fatalne warunki w sobotnim konkursie w Niżnym Tagile trafił również Daniel Andre Tande. Na półmetku lider Pucharu Świata zajmował 14. pozycję. W finale chciał zaatakować, ale uniemożliwił mu to wiatr. Tande z niskiej 7. belki startowej musiał zmierzyć się z podmuchami w plecy (jako jedyny w całej stawce) i tę walkę przegrał. Skoczył zaledwie 114 metrów i ostatecznie został sklasyfikowany dopiero na 21. miejscu.