Pandemia mocno daje się we znaki, dlatego najbliższy sezon PŚ w skokach narciarskich będzie inny niż zazwyczaj. Przede wszystkim wiele konkursów odbędzie się bez kibiców. Na taki obrazek trzeba również przygotować się w Polsce.
Obecnie w całym kraju obowiązuje zakaz wpuszczania kibiców na trybuny. Biorąc pod uwagę wysoki dzienny przyrost liczby zakażeń, mało realny jest scenariusz, by w listopadzie rząd złagodził to obostrzenie i znów pozwolił fanom oglądać z trybun zmagania sportowców.
- Dlatego pogodziliśmy się z tym, że raczej konkursy przeprowadzimy bez kibiców - mówi dla WP SportoweFakty Andrzej Wąsowicz. - Chociaż gdzieś tli się jeszcze nadzieja, że sytuacja w Polsce się poprawi i garstkę fanów będziemy mogli wpuścić na trybuny. Na dzień dzisiejszy nastawiamy się jednak, że zawody będą bez kibiców, ale na pewno je przeprowadzimy - zapewnia.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: była gwiazda narciarstwa szaleje na wakeboardzie
W poprzednim roku każdy konkurs na skoczni im. Adama Małysza oglądało ponad 6 tysięcy kibiców. Ceny biletów na zawody wynosiły od 60 do 180 złotych. Średnio dawało to kwotę 120 złotych. Przychód ze sprzedaży wejściówek na oba konkursy wynosił zatem około milion złotych.
Tym razem takiego wpływu do budżetu zawodów na pewno nie będzie. To wcale nie oznacza jednak, że organizatorzy będą musieli dołożyć do przeprowadzenia zmagań.
- Na pewno odejdą koszty związane z zabezpieczeniem zawodów, gdy są kibice, czyli przede wszystkim ochrona. Z moich wyliczeń wynika, że możemy wyjść na zero. Tym bardziej, że FIS wychodzi naprzeciw organizatorom i dostaniemy od federacji około 20 procent z puli nagród przeznaczonych dla zawodników. To jest dość duża kwota - wyjaśnił szef PŚ w Wiśle.
Co jeszcze ważniejsze, najprawdopodobniej nie sprawdzi się czarny scenariusz dla organizatorów i nie będą musieli przeprowadzać testów dla wszystkich zawodników i dziennikarzy, którzy przyjadą na konkursy. Gdyby pierwotny pomysł FIS został utrzymany, to organizatorzy w Wiśle musieliby wydać około 700 tysięcy złotych na testy.
- Dlatego, tak jak zapowiadałem, oprotestowaliśmy jako PZN to rozwiązanie. W ślad za nami poszły też inne związki narodowe. Według najnowszych wiadomości, my jako organizatorzy będziemy mieć obowiązek przebadania tylko delegata FIS, jego asystenta i pięciu sędziów zagranicznych - zdradza Andrzej Wąsowicz.
Do zawodów w Wiśle pozostał dokładnie miesiąc. 21 listopada odbędzie się konkurs drużynowy. Dlatego praca na skoczni trwa już od kilkunastu dni. Tym razem aura, w porównaniu do lat poprzednich, bardziej sprzyja organizatorom.
- Mamy już wyprodukowanych około 700 metrów sześciennych śniegu. Żeby dobrze naśnieżyć obiekt, potrzebujemy około 2000 metrów sześciennych. Prace idą zgodnie z planem. Dzięki bardziej sprzyjającej pogodzie nie ubywa nam tego śniegu tak jak rok czy dwa lata temu - podkreśla nasz rozmówca.
- Pokazaliśmy już latem, że w trudnym okresie potrafimy zrobić zawody. Byłoby to niepoważne z naszej strony, gdybyśmy teraz zimą odpuścili. Tym bardziej, że zawsze jesteśmy stawiani za wzór, co nas napędza. Po raz kolejny chcemy zatem pokazać, że damy radę - dodaje.
Plan PŚ 2020 w Wiśle (transmisja w TVP 1, TVP Sport i na WP Pilot):
Piątek 20.11.2020
15:45 - oficjalny trening (2 serie)
18:00 - kwalifikacje
Sobota 21.11.2020
15:00 - seria próbna
16:00 - pierwsza seria konkursu drużynowego
Niedziela 22.11.2020
15:00 - seria próbna
16:00 - pierwsza seria konkursu indywidualnego
Czytaj także:
Apoloniusz Tajner sceptyczny ws. pomysłu FIS
Same niewiadome w Pucharze Świata. "Na 80 proc. konkursy będą bez kibiców"