Pierwsza seria była popisem Biało-Czerwonych. Nie dali rywalom szans. Drugą Austrię wyprzedzali o ponad 20 punktów. W finale do gry wmieszał się jednak wiatr. Zaczęło wiać mocno, momentami bardzo mocno. Wiatr co chwilę zmieniał kierunek, a przeprowadzenie konkursu do końca, stało się dużym wyzwaniem dla jury.
Wydawało się jednak, że sędziowie panują nad tym, co dzieje się na skoczni. Gdy wiatr co chwila zmieniał kierunek albo wiał z dużą siłą pod narty lub w plecy, potrafili na chwilę przytrzymać zawodnika na belce. Tak było w drugiej serii, gdy z belki zeszli m.in. Niemiec Pius Paschke oraz Kamil Stoch.
Kilka minut później, gdy na belce siedział Andrzej Stękała, wiatr teoretycznie mieścił się w korytarzu. Widać jednak było, po zmniejszającej się odległości potrzebnej do objęcia prowadzenia, że warunki dla Polaka pogarszają się. Borek Sedlak nie czekał długo i mimo że warunki nie do końca były stabilne, zapalił zielone światło. Trener Doleżal nie miał za wesołej miny, gdy puszczał swojego podopiecznego.
ZOBACZ WIDEO: Chętnych na następców Stocha i Kubackiego nie brakuje. Tajner mówi jednak o problemie w klubach
Niestety zaraz po wyjściu z progu było widać, że Stękała skakał w złych warunkach. Od razu dostał mocny wiatr w plecy, leciał nisko nad zeskokiem. Walczył, ile mógł, ale doleciał tylko do 115,5 metra. Teoretycznie odjęto mu nieco ponad 2 punkty za wiatr pod narty, ale miało to niewiele wspólnego z prawdą. Stękała jest w zbyt dobrej formie, żeby skoczyć tak blisko przy wietrze pod narty. Nawet gdyby popełnił błąd, to z bardziej stabilnym wiatrem, doleciałby około 125. metra. - W tych warunkach Andrzej nie miał żadnych szans - podkreślił dla naszego portalu Wojciech Fortuna, mistrz olimpijski z Sapporo.
Oczywiście jury nie popełniło błędu. Wiatr, gdy zapalono zielone światło, mieścił się w korytarzu i Borek Sedlak miał prawo pozwolić na start. Jury zabrakło jednak nieco konsekwencji. Skoro można było poczekać przy skokach Piusa Paschke czy Kamila Stocha, to nie stałoby się nic złego, gdyby Stękale także pozwolono na chwilę zejść z belki, poczekać aż warunki znów ustabilizują się i dopiero go puścić. Tym bardziej, że stawka tego skoku była ogromna.
Ostatecznie po próbie na 115,5 metra Polacy spadli za Austrię. Strata była minimalna, ale w ostatniej kolejce Dawid Kubacki przegrał pojedynek z Danielem Huberem (133,5 do 135 metrów) i to podopieczni Andreasa Widhoelzla mogli cieszyć się z triumfu. Polacy zajęli 2. pozycję. Trzeci byli Norwegowie.
W niedzielę na Wielkiej Krokwi w Zakopanem konkurs indywidualny. Początek pierwszej serii o 16:00. Wystartuje sześciu Polaków, bez zdyskwalifikowanego za nieprzepisowy kombinezon w kwalifikacjach Piotra Żyły.
Czytaj także:
Polacy powiększyli przewagę w Pucharze Narodów
Dyskwalifikacja Żyły boli jeszcze bardziej! Spójrz na tę klasyfikację po drużynówce