Puchar Świata w Zakopanem. Andrzej Stękała blisko podium. Stoch i Kubacki daleko. Norweski triumf

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Andrzej Lange / Na zdjęciu: Andrzej Stękała
PAP / Andrzej Lange / Na zdjęciu: Andrzej Stękała
zdjęcie autora artykułu

Znów było blisko, ale Andrzej Stękała wciąż musi poczekać na podium. W niedzielę w Zakopanem był piąty. Kamil Stoch i Dawid Kubacki poniżej oczekiwań. Zajęli miejsca w drugiej dziesiątce. Wygrał Norweg Marius Lindvik.

Zachwyca nas od kilku tygodni. Zadomowił się w najlepszej dziesiątce konkursów, ale na pierwsze indywidualne podium w karierze wciąż czeka. Od pierwszego skoku w Zakopanem udowadniał, że jest na nie gotowy. Miał tylko jeden słabszy skok i to nie z własnej winy. W drugiej serii drużynówki, przy bardzo niekorzystnym wietrze, nie mógł nic zrobić.

W niedzielę warunki na skoczni były znacznie bardziej stabilne. Wszyscy mieli wiatr z tyłu. Andrzej Stękała wybił się mocno, szybko ustabilizował sylwetkę. Jak zawsze w środkowej fazie lotu leciał bardzo wysoko. Potrafił z tego odlecieć. W dobrym stylu wylądował na 134. metrze. Dostał prawie 10 punktów za wiatr w plecy i objął prowadzenie.

Tylko trzech skoczków było od niego lepszych. Pierwsze podium w karierze było na wyciągnięcie ręki. Trzeci Robert Johansson prowadził z czwartym Stękałą zaledwie o 0,1 punktu. Blisko byli też drugi na półmetku Marius Lindvik i prowadzący Anze Lanisek. Cała czwórka mieściła się w 4 punktach różnicy. Rywalizacja o zwycięstwo i podium zapowiadała się szalenie interesująco.

ZOBACZ WIDEO: Chętnych na następców Stocha i Kubackiego nie brakuje. Tajner mówi jednak o problemie w klubach

Sędziowie podnieśli belkę i oglądaliśmy fantastyczne loty! Zaczął piąty na półmetku Daniel Huber. Austriak wylądował na 139. metrze i postawił wysoko poprzeczkę Stękale. Gdy siedział na belce, był spokojny. Wyjście z progu znakomite, leciał wysoko i liczyliśmy, że wyląduje poza drugą czerwoną linią, poza 140. metrem! Trochę jednak zabrakło. Zmierzono mu 136 metrów. Był po swojej próbie drugi. Najlepsza trójka latała jeszcze dalej i ostatecznie skończyło się 5. miejscem, wyrównaniem rekordu życiowego z Titisee-Neustadt.

Po skoku Stękały rozgorzała fantastyczna walka o zwycięstwo. Johansson huknął 141 metrów. Rywali jednak nie przestraszył. Odpowiedzieli jeszcze dłuższymi lotami. Nokautujący cios wyprowadził Marius Lindvik. Zbliżył się do rekordu skoczni! Uzyskał aż 145,5 metra. Mimo że wylądował słabo, to taka imponująca odległość wystarczyła mu do pierwszego zwycięstwa w tym sezonie.

Lider na półmetku, Anze Lanisek, odpowiedział skokiem na 143,5 metra. Dostał 2 punkty więcej za styl. Miał jednak słabszy wiatr w plecy, do tego na odległości stracił 3,6 punktu i ostatecznie musiał uznać wyższość Lindvika. Zajął 2. pozycję, trzeci był Robert Johansson, a czwarty Daniel Huber.

Polacy przyzwyczaili nas, że to oni całą gromadą walczą o czołowe lokaty. Tym razem poza Andrzejem Stękałą nie mieliśmy jednak naszego reprezentanta w czołówce. Już przeciętna seria próbna pokazała, że nasi liderzy, Kamil Stoch i Dawid Kubacki, nie mieli swojego dnia. W pierwszej serii wiało im mocno w plecy, ale tym nie ma co się tłumaczyć - warunki były sprawiedliwe, znacznie bardziej niż w drużynówce.

Stoch i Kubacki oddali słabsze skoki, bez takiej dynamiki jak w Turnieju Czterech Skoczni czy Titisee-Neustadt. Na półmetku zajmowali odpowiednio 14. i 17. miejsce. W finale oglądaliśmy już znacznie lepsze próby naszych liderów. Kubacki wylądował na 134,5 metra. Stoch uzyskał 134 metry. Trzykrotny mistrz olimpijski przesunął się na 11. pozycję, Kubacki zakończył zawody na 15. lokacie.

Jeśli szukać plusów po niedzieli, to oprócz postawy Andrzeja Stękały, jest nim odrobienie kilka punktów przez Stocha do Halvora Egnera Graneruda w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Po skoku w treningu wydawało się, że Norweg znalazł rozwiązanie na swój problem na rozbiegu. W konkursie, zwłaszcza w finale, wróciły stare grzechy. Granerud uzyskał tylko 127,5 metra i spadł z 10. aż na 23. miejsce.

Tylko niewiele lepiej niż Kamil Stoch wypadł wicelider Pucharu Świata Markus Eisenbichler. Po skokach na 129,5 oraz 134,5 metra zajął 8. pozycję. To też rozczarowanie dla Niemca, bowiem był jednym z głównych faworytów niedzielnej rywalizacji.

Łącznie punkty w konkursie zdobyło pięciu Polaków. 27. był Klemens Murańka, a 28. Paweł Wąsek. Jakub Wolny, po świetnym weekendzie w Titisee-Neustadt, na Wielkiej Krokwi skakał znacznie słabiej. Skok na 123. metr dał mu dopiero 33. pozycję. W zawodach nie wystartował Piotr Żyła, który w piątek po skoku kwalifikacyjnym został zdyskwalifikowany za nieprzepisowy kombinezon.

Po weekendzie w Zakopanem, który dla Polaków miał słodko-gorzki smak, karuzela Pucharu Świata przenosi się do Lahti. W Finlandii zaplanowano konkurs drużynowy i indywidualny (23-24 stycznia). Do Zakopanego zawodnicy jednak jeszcze wrócą na dwa konkursy indywidualne w dniach 13-14 lutego.

Czytaj także: Polacy stracili prowadzenie w Pucharze Narodów Bez przeliczników Andrzej Stękała byłby wyżej? Sprawdź wyniki

Wyniki indywidualnego konkursu PŚ w Zakopanem:

MiejsceZawodnikKrajOdległościNota
1.Marius LindvikNorwegia135/145,5296,5
2.Anze LanisekSłowenia133,5/143,5294,2
3.Robert JohanssonNorwegia132,5/141292,9
4.Daniel HuberAustria132,5/139288,9
5.Andrzej StękałaPolska134/136,5284,7
6.Ryoyu KobayashiJaponia132/136,5282,4
7.Yukiya SatoJaponia133/135279,8
8.Domen PrevcSłowenia131/134,5279,1
8.Markus EisenbichlerNiemcy129,5/134,5279,1
10.Daniel Andre TandeNorwegia132/134278,3
11.Kamil StochPolska128/134276,7
15.Dawid KubackiPolska125/134,5272,7
23.Halvor Egner GranerudNorwegia131/127,5266
27.Klemens MurańkaPolska125,5/131256
28.Paweł WąsekPolska125/124244,9
33.Jakub WolnyPolska123118,7
Źródło artykułu: