- Wyobrażałem sobie różne scenariusze, ale poszło bardzo dobrze. Czułem się bardzo podekscytowany - ogłosił Anders Fannemel, który w środę pojawił się na skoczni po raz pierwszy od 1,5 roku. Norweg, były rekordzista świata w długości lotu (251,5 m), dwukrotny medalista mistrzostw świata, wreszcie rozpoczął treningi.
Ostatnie kilkanaście miesięcy to był dla 29-latka najtrudniejszy czas w życiu. A wszystko zaczęło się w Polsce.
Koszmarna diagnoza
Najpierw pojawiła się euforia. Norweg przez moment mógł się czuć rekordzistą skoczni im. Adama Małysza w Wiśle. 18 lipca 2019 roku na treningu przed zawodami Letniej Grand Prix Fannemel oddał niezwykle daleki skok na odległość 140 metrów, jednak przy lądowaniu nie wytrzymało kolano.
Video from the landing today where Anders Fannemel injured his knee. We’re still waiting for the final results of today’s scan’s at thr hospital. Best wishes Anders pic.twitter.com/YIGa85wXXb
— Hopplandslaget (@Norskijump) July 18, 2019
Norweg upadł i nie potrafił podnieść się z zeskoku o własnych siłach. Trener kadry Alexander Stoeckl jako pierwszy przekazał niepokojące wieści, że jego zawodnik odczuwa silne bóle w kolanie. Skoczek szybko trafił do szpitala i wkrótce poznał fatalną diagnozę.
Szczegółowe badania wykazały zerwanie więzadeł krzyżowych oraz uszkodzenie łąkotki. Czas rehabilitacji? Co najmniej dziewięć miesięcy. Fannemel nawet nie próbował ukrywać, że kontuzja i perspektywa długiej walki o powrót do zdrowia wpływa na jego psychikę.
Sad news: Anders Fannemel will be sidelined from skijumping in nine months after injuring his ACL and meniscus. He will have surgery in the coming weeks. The jumper from Hornindal fell during training in Wisla yesterday. Best wishes from your teammates, Anders
— Hopplandslaget (@Norskijump) July 19, 2019
Photo: NTB pic.twitter.com/zzYSedFZp0
Norwega postanowili wesprzeć w trudnych chwilach także polscy kibice. Fannemel dostał od nich prezent - maskotkę z listem. "Gdy dowiedzieliśmy się, że jesteś kontuzjowany, nasze serca pękły. Chcielibyśmy pozbawić cię bólu szybciej, niż mogą to zrobić lekarze. Mamy nadzieję, że ten prezent wywoła uśmiech na twojej twarzy" - napisali fani.
Polish fans pic.twitter.com/MkWvt0ggV5
— Hopplandslaget (@Norskijump) July 19, 2019
- Od upadku w Wiśle nie mogę dojść do siebie psychicznie. Jest to stresujące, ponieważ mam za sobą półtora miesiąca chodzenia o kulach, a teraz, tuż przed rozpoczęciem sezonu, kiedy wszyscy trenują, czeka mnie kolejne sześć tygodni kuśtykania - mówił w październiku 2019 roku, gdy przeszedł pierwszą z trzech operacji kolana.
Wtedy rozważał nawet zakończenie sportowej kariery. - Wszystko się może zdarzyć, zrobię, co trzeba, żeby wrócić na skocznię, ale najważniejszy będzie stan mojego kolana. Napędza mnie tęsknota za rywalizacją i lataniem - wyjaśniał.
Nie ma skoków - nie ma pieniędzy
Wkrótce skoczka, który przez cztery miesiące chodził tylko o kulach, dotknęły także inne problemy. Co oczywiste, kontuzja wykluczyła go z Pucharu Świata, co spowodowało brak dopływu gotówki do rodzinnego budżetu. Norweska Federacja Narciarska nie wypłaca zawodnikom stałych pensji, ich finanse są uzależniane od sportowych sukcesów.
Na dodatek urzędnicy odmówili mu przyznania zasiłku chorobowego ze środków państwowych. - Co roku składam zeznanie podatkowe, więc należne mi środki są dość klarowne, natomiast uzyskanie ich nie jest takie proste. To wszystko trwa już bardzo długo, a ja muszę z czegoś żyć - tłumaczył w ubiegłym roku Fannemel.
Oszczędności szybko zaczęły się kurczyć, dlatego czterokrotny triumfator konkursów Pucharu Świata podjął pracę nauczyciela w szkole sportowej Norges Toppidrettsgymnas w Lillehammer.
- Decydując się na karierę skoczka narciarskiego, byłem przygotowany, że będę zarabiał pieniądze tylko na podstawie swoich wyników. Na szczęście oszczędzałem w ostatnich latach i nie musiałem zaczynać od zera. Nadal jednak uważam, że należy nam się pomoc ze strony państwa - mówił na łamach norweskich mediów.
Rozczarowany brakiem pomocy dla utytułowanego skoczka był trener reprezentacji Norwegii. - Oni ryzykują swoje zdrowie dla swojego kraju, reprezentują jego barwy na igrzyskach olimpijskich, a w zamian nie dostają nic - przekonywał zdenerwowany Alexander Stoeckl.
Powrót
Jeszcze w listopadzie ubiegłego roku Norweg wyznał w rozmowie z TVP Sport, że z jego kolanem nie jest jeszcze na tyle dobrze, by mógł wrócić do zajęć z pełnym obciążeniem.
- Od wielu wiele miesięcy towarzyszy mi ból, kiedy próbuję wejść po schodach. W ostatnich tygodniach jest trochę lepiej. Kolano boli głównie podczas treningów, kiedy daję mu większy wycisk - tłumaczył (WIĘCEJ TUTAJ).
Na szczęście wraz z początkiem 2021 roku pojawiła się nadzieja, że jeszcze w tym sezonie zobaczymy Fannemela w międzynarodowych zawodach, choć może jeszcze nie w Pucharze Świata.
- Po ostatnim zabiegu czułem się już coraz lepiej. Byłem w stanie wykonywać coraz więcej treningów przypominających skoki narciarskie. Pod koniec stycznia dowiedziałem się, że można już spróbować - wyjaśnił w rozmowie z Norweską Agencją Informacyjną (NTB).
Teraz 29-latek nie odczuwa już bólu w kolanie i dobrze znosi obciążenia treningowe. Z kolei w środę w Lillehammer oddał pierwszy skok od lipca 2019 roku (WIĘCEJ TUTAJ). - Nie było sensu tego przekładać - dodał.
Se hvem som er tilbake @AndersFannemel pic.twitter.com/Rx3KKGFi2B
— Hopplandslaget (@Norskijump) February 3, 2021
Co oczywiste, Fannemel nie może na razie liczyć na skoki w Pucharze Świata. Trenerzy będą ostrożni w jego przypadku i powoli przygotowywać go do powrotu. Najpierw możemy się spodziewać jego nazwiska na liście skoczków zgłoszonych do Pucharu Kontynentalnego.
ZOBACZ WIDEO: Adam Małysz miał kombinezon po gwieździe skoków. "Za długie nogawki!"