Norwega i Niemca zdyskwalifikowano podczas piątkowego konkursu w Rasnovie. W obu przypadkach chodziło o nieprzepisowy kombinezon. Granerud po wykluczeniu go z konkursu cierpiał jednak znacznie bardziej. Kilka minut wcześniej był przekonany, że... zwyciężył. FIS jednak nie ma litości. Nawet najmniejsze różnice w wynikach mogą zdecydować o anulowaniu rezultatów. A takie decyzje zawsze zaskakują kibiców, a przede wszystkim skoczków.
Kontrole są wyrywkowe. Dyskwalifikacje najczęściej zdarzają się przed najważniejszymi imprezami sezonu. W tym roku to mistrzostwa świata w Oberstdorfie.
O bolesności kontroli przekonali się także Polacy. I to na własnej ziemi. W styczniu podczas kwalifikacji w Zakopanem zdyskwalifikowano Piotra Żyłę. Podobnie, jak w przypadku jego zagranicznych kolegów, poszło o kombinezon.
ZOBACZ WIDEO: Sven Hannawald zadał pytanie Adamowi Małyszowi. Odpowiedź bezcenna!
Różnica między obwodem bioder a obwodem bioder w kombinezonie nie może być większa niż trzy centymetry. W przypadku Polaka zadecydował jeden centymetr.
- Żyła miał podobną sytuację dwa lata temu, ale to się może zdarzyć każdemu. Jak kontroler zacząłby wszystkich szczegółowo badać, zawsze coś znajdzie. Natomiast jeśli byłyby to dwa lub trzy milimetry, to pewnie by to przepuścili. Ale jeśli rzeczywiście był to centymetr, to kontroler nie mógł podjąć innej decyzji - na gorąco dla WP SportoweFakty komentował sytuację Apoloniusz Tajner, prezes Polskiego Związku Narciarskiego.
Tajner nazwał sytuację nauczką na przyszłość. Zarówno dla Żyły, jak i dla ludzi ze sztabu odpowiedzialnych za kombinezony. Niestety pamięć okazała się krótka, bo już w drugim, tym razem lutowym, konkursie w Zakopanem, zdyskwalifikowano kolejnego Polaka. U Andrzeja Stękały chodziło jednak o długość nart. A dokładniej rzecz biorąc - wagę zawodnika.
- Narty dobiera się do wzrostu i wagi. Jest specjalna tabelka, która mówi, że jeśli mam 178 cm wzrostu i chcę mieć narty długości 2,5 metra, to muszę ważyć np. 64,2 kg. Większa waga odbija się na wyniku zawodnika, ale za nią nie ma dyskwalifikacji. Skoczek nie może jednak ważyć choćby 100 gramów za mało. Dbanie o to jest na głowie skoczka. Wszyscy mają swoje prywatne wagi, sztab też ma swoją. I na sto procent, zanim skoczek wyjdzie z szatni, może się zważyć - wytłumaczył w rozmowie z WP SportoweFakty Jakub Kot, były skoczek.
I dodał, że on również miewał problemy z utrzymaniem optymalnego ciężaru ciała. Często więc sprawdzał go jeszcze przed wyjazdem na górę obiektu i zaraz po założeniu kombinezonu.
- Załóżmy, że mam 100 gramów zapasu. Zanim wyjadę na górę, zrobię rozgrzewkę, będzie stres, adrenalina. Wtedy mogę stracić nawet 300 gramów - wyjaśnił Kot. - Często musiałem wypić butelkę wody przed wjazdem na górę, a nawet przed skokiem mieć coś w zanadrzu. Po prostu trzeba to nieustannie kontrolować - zreasumował były zawodnik.
Szokująca dyskwalifikacja Eisenbichlera i Graneruda. Apoloniusz Tajner: Obaj stracą na komforcie >>
Piotr Żyła skomentował dyskwalifikację Graneruda. "Troszkę chyba mieli za dużo" >>