Adam Małysz wściekły i grzmi: Myślałem, że jest bardzo stanowczym trenerem, który postawi tę dyscyplinę na nogi

- W tym momencie nie wygląda to dobrze. Nasze kobiety wciąż bardzo odstają - mówi Adam Małysz. Dyrektor PZN ds. skoków miał nadzieję, że pod wodzą zatrudnionego dwa lata temu Łukasza Kruczka Polki zrobią postęp, ale na razie tak się nie dzieje.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Adam Małysz Instagram / Adam Małysz / Na zdjęciu: Adam Małysz
Z Oberstdorfu - Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty

Ani jednej zawodniczki w drugiej serii konkursu indywidualnego MŚ w Oberstdorfie  (33. miejsce Anny Twardosz, 38. Kingi Rajdy), siódme miejsce w zawodach drużynowych, a w mikście zbyt bliskie skoki Twardosz i Kamili Karpiel, by Polska włączyła się do walki o podium.

Polskie skoki narciarskie kobiet są daleko za niemieckimi, norweskimi czy słoweńskimi, a postępów nie widać. W drugim roku pracy trenera Łukasza Kruczka wciąż nie mamy zawodniczki, która regularnie punktowałaby w zawodach Pucharu Świata, nie wspominając o walce o wysokie miejsca. W całym sezonie Twardosz, Karpiel i Rajda uzbierały w sumie 10 punktów.

- Nasze kobiety wciąż bardzo odstają. Nie wiem, czemu nie możemy się przebić - mówił we wtorek w Oberstdorfie Adam Małysz, dyrektor Polskiego Związku Narciarskiego ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej. - Myślałem, że Łukasz jest bardzo stanowczym trenerem, który postawi tę dyscyplinę na nogi w Polsce - dodał.

ZOBACZ WIDEO: MŚ Oberstdorf 2021. Czy mamy szanse na medale w kolejnych dniach? "Nie jesteśmy nawet na półmetku dużych emocji"

Małysz miał nadzieję, że przynajmniej dwie polskie skoczkinie zaczną prezentować na tyle dobry poziom, żeby nasza ekipa była w stanie w konkursach mieszanych chociaż zakręcić się w pobliżu podium. Dwa lata temu w Seefeld polski mikst w składzie Kinga Rajda, Kamila Karpiel, Dawid Kubacki i Kamil Stoch zajął szóstą pozycję, ale do podium stracił tylko 23,5 punktu. Teraz w Oberstdorfie Karpiel, Kubacki, Anna Twardosz i Piotr Żyła też ukończyli rywalizację na szóstym miejscu, ale strata do trzeciej ekipy wyniosła prawie 150 punktów.

- Praca z dziewczynami jest zupełnie inna, niż z chłopakami. Nie jest prosta - podkreślił Małysz. - Do tego dochodzi specyfika skoków, które są bardzo brutalne jeśli chodzi o wagę zawodników i zawodniczek. Zmienił się też sposób skakania. Zamiast odbicia jest bardziej pchanie. Zawodnik nie odbija się już do przodu, a prawie że w miejscu. Jak popatrzymy na najlepsze zawodniczki na świecie, robią to tak samo, jak faceci. A naszym dziewczynom trudno jest wytłumaczyć, że powinny skakać inaczej.

Po konkursie mieszanym Kubacki doradzał swoim koleżankom z drużyny by podchodziły do zawodów mniej emocjonalnie, a bardziej koncentrowały się na swoich zadaniach. Małysz jest podobnego zdania. - U dziewczyn często emocje biorą górę. Jak jest dobrze - płaczą. Jak jest źle - też płaczą. Po zawodach trudno jest nawet wejść do takiej szatni.

Jak poradzić sobie z problemami w kobiecej kadrze i zacząć ścigać światową czołówkę. Małysz stwierdził, że trzeba będzie się skontaktować z osobami odpowiedzialnymi za skoki kobiet w krajach, które są w nich mocne. - Do Niemców, Norwegów, Słoweńców. Na pewno będę chciał z nimi porozmawiać na ten temat. Jak rozwiązali problemy, z którymi my się zmagamy. Choć trzeba też wziąć pod uwagę, że oni zaczęli wcześniej. My ruszyliśmy z programem kobiecych skoków bardzo późno. Za późno, o czym wiele razy przypominałem prezesowi Apoloniuszowi Tajnerowi - zdradził były znakomity polski skoczek.

Małysz dodał, że mocniejsze w kobiecych skokach nacje naciskają, żeby w programie Pucharu Świata było więcej mikstów, zawodów żeńskich na dużych skoczniach, a nawet na mamutach, na co Polska nie jest gotowa. Z kolei FIS chciałby widzieć, że skoki kobiet w naszym kraju się rozwijają i np. organizowane są zawody Pucharu Świata pań. - Tylko że takie konkursy fajnie się organizuje, jak ma się takie gwiazdy, jak Kamil, Dawid czy Piotrek. Wtedy są sponsorzy, kibice, oglądalność w telewizji. Co innego, kiedy mamy takie dziewczyny, które albo się zakwalifikują do trzydziestki, albo nie - ocenił.

Dyrektor PZN ds. skoków odniósł się też do słów trenera Kruczka, który kilka dni temu stwierdził, że nie jest typem szkoleniowca, który uderza pięścią w stół i wymusza na swoich podopiecznych pewne zachowania. - Dziwne. Znam Łukasza z zupełnie innej strony. Kiedy był trenerem męskiej kadry, zachowywał się inaczej. Stanąłem za nim murem, gdy jedna zawodniczka powiedziała, że to trener ma się do niej dostosować (Kamila Karpiel po zawodach PŚ w Rasnovie - przyp. WP SportoweFakty), bo nie tak powinno być. Jednak jeśli on sam mówi, że nie potrafi być stanowczy, nie jest to dobry sygnał.

Na koniec rozmowy z dziennikarzami w Oberstdorfie Małysz stwierdził, że współczuje trenerom naszej żeńskiej kadry, bo praca, którą wykonują, jest bardzo trudna. - Jednak z drugiej strony musimy od nich wymagać, przede wszystkim jakichś postępów, bo inwestujemy w to niemałe pieniądze. Wszyscy byśmy chcieli, żeby skoki kobiet szły u nas do przodu. Jednak w tym momencie nie wygląda to dobrze - przyznał czterokrotny mistrz świata. - Musimy się zastanowić, co z tym zrobić.

Czytaj także:
Hannawald zabrał głos ws. postawy Żyły. Słowa o kolejnym konkursie nie spodobają się Polakom
Adam Małysz o świętowaniu mistrzostwa świata. "Piotrek nie jest alkoholikiem"

Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×