Dawid Góra: Polacy zrobili więcej niż oczekiwaliśmy. Dziękujemy, panowie!

PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: radość reprezentantów Polski - od lewej: Piotra Żyły, Andrzeja Stękały, Kamila Stocha i Dawida Kubackiego
PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: radość reprezentantów Polski - od lewej: Piotra Żyły, Andrzeja Stękały, Kamila Stocha i Dawida Kubackiego

Nikt nie spodziewał się złotego medalu Piotra Żyły na mistrzostwach świata w Oberstdorfie. Po spadku formy Kamila Stocha i Andrzeja Stękały nikt nie spodziewał się medalu w drużynówce. A wszystko to dostaliśmy. Bo siła Polaków tkwi w zespole.

Przed startem niemieckiego turnieju można było założyć, że panaceum na techniczne problemy w swoich skokach znajdzie Stoch. Do grona faworytów na pewno należał Dawid Kubacki, który w Pucharze Świata oddawał dalekie i równe skoki. Do perfekcji zabrakło niewiele. Ale Żyła?!

Oczywiście - rewelacyjne warunki fizyczne i umiejętność radzenia sobie z presją były po jego stronie. Jednak wydawał się za mało stabilny, aby odnieść sukces na najważniejszej imprezie sezonu. Sukces! A co dopiero wywalczyć mistrzostwo. Tymczasem, kiedy wszyscy stawiali na Halvora Egnera Graneruda, Markusa Eisenbichlera, może Ryoyu Kobayashiego, z cienia wyskoczył Żyła.

Polak pokonał całą światową czołówkę szaleństwem w pasach bezpieczeństwa - kontrolowanym wariactwem. Doskonale wiedział, kiedy najbardziej pomoże mu ono w walce z rywalami. Dlatego na belce startowej konkursu na skoczni normalnej siedział z uśmiechem. Powinien być skupiony, mieć wolną głowę. Tymczasem on zaprzeczył wszystkim prawidłom psychologii. I wygrał. A tak wygrywają tylko najlepsi.

ZOBACZ WIDEO: Adam Małysz o świętowaniu mistrzostwa świata. "Piotrek nie jest alkoholikiem"

Okazało się, że kilka dni nie wystarczyło, aby odbudował się Stoch i Stękała. Kubacki miał natomiast ustawicznego pecha do warunków. Eksperci i członkowie sztabu zgodnie przyznają, że większość jego skoków była dobra. Bądź bardzo dobra. Ale, jak stwierdził tata Dawida Edward Kubacki: "Syn dostawał mocne kopyto w plecy, a na dole, jak nie ma poduszeczki, nie da się odlecieć".

Było kilka przesłanek przed konkursem drużynowym, ostatnimi zawodami w skokach na MŚ, żeby nie liczyć na medal Polaków. Jak się uda, będzie pięknie. Ale nikt tego nie wymagał. Nawet bukmacherzy nie stawiali na podopiecznych Michala Doleżala, co było podyktowane przecież trzeźwą oceną ich skoków.

Kiedy jednak nie docenia się dyspozycji poszczególnych skoczków, nie wolno zapominać o tym, że cała kadra stanowi paczkę kumpli, którzy zawsze wspierają się w trudnych momentach. Sobotni konkurs tylko to potwierdził. Nagle swój problem niemalże rozwiązał Stoch. Stękała w drugim skoku przypomniał sobie drugie miejsce w Zakopanem i poleciał na tyle daleko, aby drużyna po jego próbie... prowadziła!

Koleżeństwo i motywacja, która jest jego następstwem, są jak widać silniejsze od niedostatków formy. Polacy pokazali, że można na nich liczyć nawet wtedy, kiedy wszyscy dawno już przestali. Wytrzymali potężną presję. I nie dość, że wywalczyli brązowy medal, to byli w grze o złoto!

To mistrzostwa więcej niż udane. Panowie, serdecznie wam za to dziękuję.

Jesteście wielcy!

"Kto jest debeściak?!" Polscy skoczkowie oszaleli po zdobyciu podium na MŚ w Oberstdorfie >>

Źródło artykułu: