Ryoyu Kobayashi w pierwszym indywidualnym konkursie w Ruce triumfował w pięknym stylu. W pierwszej serii Japończyk osiągnął odległość 138,5 metra i zajmował 2. miejsce. W finałowej próbie przeskoczył skocznię, lądując na 143 metrze. Prowadzący po pierwszej serii Anze Lanisek również oddał świetny skok (140 m), ale nie był w stanie wyrwać zwycięstwa Kobayashiemu.
Japończyk tym samym odniósł pierwszą wygraną w sezonie 2021/2022. To było jednocześnie 20. zwycięstwo Kobayashiego w konkursach Pucharu Świata.
Jak wyliczył Adam Bucholz z portalu skijumping.pl, 25-latek został piętnastym skoczkiem w historii, który dobrnął do bariery 20 wygranych. Jednocześnie Kobayashi jest pierwszym Japończykiem, który tego dokonał. W historycznej klasyfikacji zrównał się liczbą zwycięstw z legendarnym Austriakiem, Andreasem Goldbergerem.
ZOBACZ WIDEO: Kto zostanie nowym prezesem PZN? "Kandydatem środowiska narciarskiego jest Adam Małysz"
Skocznia Rukatunturi ewidentnie sprzyja Kobayashiemu. To właśnie na tym obiekcie Japończyk odniósł swoje pierwsze zwycięstwo w karierze, a miało to miejsce 24 listopada 2018 roku. Teraz po trzech latach uzbierał już 20 wygranych, ale to z pewnością nie koniec. Już w niedzielę triumfator Pucharu Świata z sezonu 2018/2019 może przejść do historii z innego powodu.
Japończyk będzie faworytem kolejnego konkursu w Ruce, a jeśli zwycięży, to będzie skoczkiem z największą liczbą wygranych na tej skoczni. Po sobotnich zmaganiach Kobayashi zrównał się pod tym względem z Simonem Ammannem. Natomiast, gdy odniesie kolejną wiktorię, to będzie już miał cztery wygrane na koncie i stanie się samodzielnym liderem.
Początek niedzielnego konkursu o godzinie 16:15. Poprzedzą go kwalifikacje, które rozpoczną się o 14:30.
Ryoyu Kobayashi piętnastym skoczkiem w historii (a pierwszym Japończykiem), który osiąga 20 wygranych w zawodach Pucharu Świata #Ruka #Kuusamo #skijumpingfamily
— Adam Bucholz (@Bucholz_Adam) November 27, 2021
Czytaj także:
Oberwało się Piotrowi Żyle i sędziom. Twitter komentuje sobotni konkurs w Ruce
Tego zabrakło Stochowi do podium. Legenda nie ma wątpliwości